– Nie będzie to na pewno Centrum przeciwko Wypędzeniom, które zamierzała utworzyć Erika Steinbach – zapewnił wczoraj „Rz“ Markus Meckel, poseł SPD uczestniczący w negocjacjach z CDU/CSU. – Polska nie ma się czego obawiać. Nie dojdzie do żadnej relatywizacji historii.
W podobnym tonie wypowiadał się w Bundestagu Hans-Bernd Beus z urzędu kanclerskiego. Odpowiadając na pytania deputowanych, zapewniał, że przy realizacji projektu – znanego jako widoczny znak – rząd zamierza uwzględnić opinie zainteresowanych krajów. Z Polską na czele.
Beus zaznaczył jednak, że przygotowywana obecnie koncepcja miejsca pamięci przedstawiona zostanie najpierw w niemieckim parlamencie, dopiero później będą się mogły do niej ustosunkować inne gremia. Może to nastąpić w trakcie planowanej konferencji międzynarodowej z udziałem historyków zainteresowanych państw.
– Konferencja ta jest częścią całego projektu – zapewnia Meckel. Nie wiadomo, kiedy miałaby się odbyć ani jaki udział w tym przedsięwzięciu miałby Związek Wypędzonych (BdV). – W projekcie, który realizuje rząd federalny, BdV nie uczestniczy – zapewnił Wolfgang Thierse, wiceprzewodniczący Bundestagu z SPD, w wywiadzie dla „Süddeutsche Zeitung“.
– Nie mam zamiaru obejmować stanowiska dyrektora muzeum. Niemieccy wypędzeni będą reprezentowani w ważnych gremiach rządowego centrum dokumentacji – mówi Erika Steinbach. BdV nie będzie miał wiele do powiedzenia. „Koniec złudzeń, że lobby wypędzonych będzie miało decydujący wpływ na powstanie miejsca pamięci czy pomnika“ – komentował wczoraj „Süddeutsche Zeitung“.