Dźwięki, zewsząd napierający hałas. Kłująca uszy kakofonia ulicy: nawoływania naganiaczy pakujących ludzi do minibusów, handlarzy zachwalających towar na rynku, kaznodziejów zachwalających Boga, reklam wrzeszczących z głośników ustawionych na platformach samochodów kręcących się wokół mojego hotelu...
Pokój w hotelu w centrum Kampali jest przyzwoity. Nie ma w nim karaluchów, woda leci z prysznica jednym ciągiem, a na śniadanie podają świeże owoce. I jest tylko jedno ale: jego okna wychodzą na Sax Pub, bar, w którym codziennie przez całą noc do 5 rano trwa młócka. Dobrze jeśli z głośników ryczy Mariah Carey albo coś innego, co ma melodię. Zwykle jednak leci jakieś techno czy house, który koło 2 rano zaczyna rozsadzać mi głowę. Na dodatek okazuje się, że w moim hotelu salę na półpiętrze wynajmuje jakiś Kościół ewangelicki. Zaczynają wychwalać Pana o 5.30 rano, a mają mocne gardła i dobre głośniki. Zaczynam rozumieć, na czym polegają tortury hałasem, które podobno stosują Amerykanie. Idę do recepcji i chcę zmienić pokój. Oczywiście nie ma, więc chcę zmienić hotel. Na mojej ulicy jest jeden, ale stoi jeszcze bliżej Sax Pubu. W kilku okolicznych też nie ma miejsc, na hotele luksusowe mnie nie stać. Wracam jak pies z podwiniętym ogonem i czekam co wieczór na egzekucję.
Na Zanzibarze o 4 rano budził mnie muezin, w Dar es--Salaam chór kościelny, w centrum Abidżanu od rana śpiewały na drzewach nietoperze, a w Akrze koncert dawały żaby. Kampala obija mi głowę jak młockarnia.
Wszyscy tu mówią o Kenii. Nie ma się co dziwić – Uganda jest krajem śródlądowym i większość jej importu przechodzi przez port w Mombassie. Ceny benzyny podskoczyły czterokrotnie. Według taksówkarzy podskoczyły oczywiście dziesięciokrotnie, ale to wersja dla turystów. Faktem jest, że większość stacji nie sprzedaje paliwa i jazda w głąb kraju jest praktycznie niemożliwa.
W Ugandzie panuje system wielopartyjny, jest tu prasa na przyzwoitym poziomie, naprawdę niezależna od władz, działają 144 stacje radiowe. Toczy się ograniczona co prawda do wąskiego grona osób, ale żywa debata polityczna. Trafiam w towarzystwie znajomego Ugandyjczyka do klubu muzycznego, w którym w ciągu dnia zbiera się tłum ludzi, by rozmawiać o polityce. Większość bardzo krytyczna wobec prezydenta Yoweriego Museveniego. Debata jest transmitowana przez jedną ze stacji radiowych. Pytam Maksa, czy prezydentowi to nie przeszkadza. – W Ugandzie póki jesteś nikim, możesz mówić, co chcesz.