Szczególnie zacięty bój toczyli w okolicach Nowego Jorku Hillary Clinton i Barack Obama.
Potężny okrzyk radości wydobywający się z kilku tysięcy gardeł powitał Roberta de Niro w hali IZOD Arena w East Rutherford w stanie New Jersey. Taki aplauz w tym miejscu przeznaczony jest zwykle dla Jasona Kidda, gwiazdy koszykarskiej drużyny New Jersey Nets. Ale tym razem jest inaczej. – Nigdy dotąd nie występowałem w politycznej imprezie jak ta, co więc tu robię? Jestem tu, bo wreszcie ktoś mnie zainspirował, sprawił, że uwierzyłem w możliwość zmiany – mówi zdobywca Oscara, a tłum zaczyna skandować: "Barack Obama! Barack Obama!".
Jest początek tygodnia, środek dnia, z ciemnoburego nieba siąpi na zmarzniętych ludzi drobny deszcz, a księżycowy, industrialny krajobraz otaczający halę nie zachęca do odwiedzin. Mimo to kilka tysięcy ludzi przybyło na to odludzie, by zobaczyć i posłuchać Obamy. Parę mil stąd zaczyna się stan Nowy Jork, którego reprezentantką w Senacie jest Hillary Clinton. Teoretycznie powinno być to jej terytorium. A mimo wszystko – jak wynikało z sondaży – New Jersey, ta brzydka sypialnia Nowego Jorku i jeden z najważniejszych stanów głosujących w superwtorek, był do ostatniego dnia terenem niezwykle wyrównanej walki między Clinton i Obamą. Wśród republikanów takich emocji tu nie było – John McCain przejął w tym regionie schedę po Rudym Giulianim.
– Przyjechaliśmy z Nowego Jorku, szanujemy Hillary, ale uwielbiamy Obamę – mówi Jeff Rawley, który na wiec przywiózł żonę i dwoje dzieci. Gdy na scenie pojawia się Obama, tłum wpada w amok niczym na rockowym koncercie. – Jeśli odrzucicie lęk, cynizm, zwątpienie, możemy sięgnąć po zwycięstwo nie tylko w superwtorek, ale i w listopadowych wyborach – mówi Obama. Większość jego przemówienia poświęcona jest nadziei, jedności, potrzebie zmiany. Roztacza przed wpatrzonym w niego tłumem ludzi różnej rasy, statusu i wieku wizję lepszej, wspanialszej i sprawiedliwszej Ameryki, ale o konkretnych rozwiązaniach mówi niewiele.
Parę godzin wcześniej Hillary Clinton użyła całkiem innych instrumentów, by przemówić do wyborców. Była w Connecticut, które tak jak New Jersey przylega do Nowego Jorku. Odwiedziła tam swą dawną uczelnię Yale i, wspominając dawne czasy, niemal się popłakała. Chwilę później lokalne stacje telewizyjne i radiowe szczegółowo analizowały drżenie jej głosu i zaczerwienienie spojówek, zastanawiając się, czy będzie to miało podobny wpływ jak na głosowanie w New Hampshire. Miesiąc temu łzy Clinton przyczyniły się do jej zwycięstwa w tamtym stanie. Czy podobnie będzie teraz?