Obecnie decydujący się na sztuczne zapłodnienie rodzice mogą poprosić o test sprawdzający, czy dziecko nie będzie cierpiało na ciężkie choroby genetyczne. Rodzaje defektów, które test może sprawdzić, są prawnie ograniczone do chorób ewidentne zagrażających życiu, jak zanik mięśni czy choroba Huntingtona. Jeśli zostaną wykryte, zarodek nie jest wykorzystywany do sztucznego zapłodnienia.
Jet Bussemaker, wiceminister zdrowia, chciałaby jednak zezwolić na badanie ryzyka innych chorób genetycznych, np. podatności na raka piersi czy jelita. W tym przypadku to do kandydatów na rodziców należałaby decyzja, czy chcą taki zarodek.
Wywodząca się z socjaldemokratycznej partii PvdA pani wiceminister potraktowała sprawę jako „techniczną“, niewymagającą politycznej debaty, i swoją propozycję przesłała prosto do parlamentu. Wywołało to oburzenie współrządzącej małej partii chrześcijańskich socjalistów, dla których ochrona życia nienarodzonego jest jednym z priorytetów.
Związany z Unią Chrześcijańską wicepremier Andre Rouvoet zażądał wycofania propozycji z parlamentu. – Rodzice nie powinni stawać przed takim dylematem – argumentował. – To nie jest sprawa polityczna. Niech rodzice sami decydują na podstawie dostępnych informacji – odpowiadała mu Bussemaker.
Głośno w tej sprawie nie wypowiedzieli się członkowie partii CDA, do której należy premier Jan Peter Balkenende. Można przypuszczać, że nie przypadł im do gustu sposób, w jaki wiceminister próbowała przemycić kontrowersyjną propozycję. Niewykluczone jednak, że w wyniku debaty wewnątrzkoalicyjnej chadecy poprą zmianę prawa o testach na embrionach. Wtedy przed rządem znów stanie widmo upadku.