Kanadyjski Senat uznał w opublikowanym właśnie raporcie, że władze powinny wciągnąć jak najwięcej Inuitów (Eskimosów) do służb broniących interesów Kanady na Oceanie Arktycznym. Podkreślono też, że straż przybrzeżna potrzebuje więcej specjalnych lodołamaczy zdolnych do pływania nawet w najtrudniejszych do żeglugi miejscach. Konserwatywny rząd obiecał przeznaczyć na budowę lodołamaczy 720 milionów dolarów; parlamentarzyści twierdzą, że to za mało.
Według Senatu wszystkie zagraniczne statki zamierzające wpłynąć na wody, do których Kanada rości prawo, powinny mieć obowiązek zgłoszenia tego do rejestru straży przybrzeżnej Nordreg. – Chodzi o to, by pokazać, że kontrolujemy te wody i że są to wody kanadyjskie – powiedział liberalny senator Fernand Robichaud. Nowoczesna technologia Radarsat-2, którą dysponują już Kanadyjczycy, ma umożliwić monitoring wszystkich jednostek na wodach, które Ottawa uznaje za swoje.
Chętnych do myszkowania po Oceanie Arktycznym jest tymczasem niemało, gdyż – według geologów – znajduje się tam jedna czwarta światowych rezerw ropy naftowej i gazu ziemnego. Oprócz Kanady do wód arktycznych rości sobie prawo Rosja, Stany Zjednoczone, Dania i Norwegia.
Generał Władimir Szamanow, szef wydziału szkolenia rosyjskiej armii, zapowiedział wczoraj, że będzie się ona przygotowywać do operacji militarnych w Arktyce. Wyznaczono do tego jednostki z trzech okręgów: syberyjskiego, petersburskiego i dalekowschodniego.
– Po reakcji przywódców niektórych państw na roszczenia Rosji do arktycznego szelfu kontynentalnego wydział szkolenia natychmiast opracował plany dla oddziałów, które mogłyby podjąć misje bojowe w Arktyce – powiedział Szamanow w wywiadzie dla „Krasnej Zwiezdy”, organu prasowego rosyjskiej armii. Zwrócił uwagę, że Amerykanie przeprowadzili ostatnio ćwiczenia na Alasce z udziałem 5 tysięcy żołnierzy, 120 samolotów bojowych i wielu okrętów wojennych.