Ceną za poparcie traktatu przez PiS były gwarancje, że rząd nie wycofa się z wynegocjowanych przez Lecha Kaczyńskiego ustępstw wobec Polski. Prezydent nie spieszył się jednak z dokończeniem procesu ratyfikacji. Postawił bowiem premierowi jeszcze jeden warunek: zmiany w ustawie kompetencyjnej, która określi, kto i za co odpowiada w polityce wobec Unii. Zanim zakończyły się prace nad ustawą, Irlandia odrzuciła traktat w referendum. Po dwóch tygodniach namysłu Lech Kaczyński ogłosił, że dokument jest martwy i nie ma sensu go ratyfikować. Prezydent wywalczył kilka ustępstw podczas prac nad traktatem: późniejsze wprowadzenie niekorzystnego dla Polski systemu głosowania, możliwość opóźniania niekorzystnych decyzji i gwarancje, że traktat nie wpłynie na nasze prawo dotyczące moralności. Lech Kaczyński wiele razy przekonywał, że był to wielki sukces. Możliwe jednak, że mimo tych deklaracji wciąż uważa traktat za zagrożenie dla Polski. Irlandzkie referendum mogło się więc stać pretekstem do pogrzebania kontrowersyjnego dokumentu. Doradcy prezydenta tłumaczą, że to Irlandia powiedziała nie, więc trudno oskarżać Polskę o zahamowanie procesu ratyfikacji. Prezydentowi ułatwiło decyzję również to, że nie jest osamotniony. Traktatu nie chce podpisać także przywódca Czech Vaclav Klaus.
Unijni przywódcy mieli jednak nadzieję, że Irlandię uda się przekonać do powtórnego głosowania, a częścią planu było wcześniejsze ratyfikowanie traktatu przez pozostałe kraje UE. Miało to wywrzeć większą presję na Irlandczyków, którzy mogliby zmienić zdanie, tak jak to robili w przeszłości. Wstrzymanie procesu ratyfikacji może te plany pokrzyżować. Konsekwencją może być utrata wiarygodności Lecha Kaczyńskiego, który chce odgrywać aktywną rolę na arenie międzynarodowej. Ale prezydent zyskuje jednocześnie kartę przetargową w rozmowach z Francją czy Niemcami, którym na traktacie najbardziej zależy. Poparcie dla niego można wymienić np. na poparcie dla polskiego kandydata na jedno z najważniejszych stanowisk w UE, o co prezydent zabiega. Prawdopodobne jest też rozgrywanie karty na wewnętrznym podwórku. Prezydent może się domagać nie tylko większych kompetencji w polityce zagranicznej.
Kto wie, czy nie uzależnił ratyfikacji traktatu od zgody rządu na amerykańską tarczę antyrakietową, którą uważa za kluczową dla bezpieczeństwa Polski.