Wszystko, co działo się do tej pory w kampanii prezydenckiej, można uznać za przedbiegi. Wraz z rozpoczynającą się w poniedziałek konwencją Partii Demokratycznej i mającą nastąpić tuż po niej konwencją republikanów zaczyna się finałowy wyścig.
Zanim demokratyczni delegaci zdążyli zjechać do Denver, Barack Obama ogłosił długo oczekiwaną decyzję dotyczącą jego zastępcy, kładąc kres spekulacjom mediów. Nie Hillary Clinton i nie popularny gubernator Wirginii Tim Kaine, ale 65-letni senator Joseph Biden będzie partnerem Obamy w tych wyborach. – To przywódca gotowy, by w razie potrzeby zostać prezydentem – oświadczył Obama w sobotę podczas pierwszego wspólnego wystąpienia obu polityków w Illinois.
Obóz kandydata republikanów Johna McCaina zareagował błyskawicznie, publikując spot reklamowy z cytatami z wcześniejszych wystąpień Bidena. Nowo namaszczony kandydat na wiceprezydenta chwali w nich McCaina i niezbyt pochlebnie wypowiada się o Obamie, eksponując jego brak doświadczenia.
Wybór Bidena ma jednak służyć właśnie temu, by zaradzić tej słabości Obamy.
Biden to weteran Kongresu z ogromnym doświadczeniem w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Jako wieloletni członek (a przez parę lat przewodniczący) Senackiej Komisji Sprawiedliwości zasłynął z aż do bólu szczerych wypowiedzi pod adresem kandydatów do sądów federalnych i Sądu Najwyższego.Podczas wiecu w Illinois Biden zaatakował McCaina, zarzucając mu, że stał się zakładnikiem prawicowego skrzydła Partii Republikańskiej. – Szczerze przyznam, że bardzo się zawiodłem na moim przyjacielu Johnie McCainie – oświadczył.