Student Uniwersytetu Wrocławskiego otrzymał wyrok roku ograniczenia wolności, który ma odbyć w areszcie domowym. Ale realnie kara będzie krótsza, gdyż sąd uznał, że zaliczy mu każdy dzień spędzony w areszcie jako dwa dni kary.
Barazienka przebywał w areszcie śledczym od 27 października. Na sali sądowej był zamknięty w specjalnej klatce. Wczoraj został wypuszczony zza krat. Powitała go z kwiatami żona Aleksandra Milinkiewicza Ina Kulej (jest koordynatorką programu im. K. Kalinowskiego dla białoruskiej młodzieży relegowanej ze studiów na Białorusi za działalność opozycyjną). Powiedział, że czuje się bardzo zmęczony i chciałby się wyspać, gdyż przez dwa dni bardzo się denerwował i cierpiał na bezsenność.
Dla młodego opozycjonisty wyrok oznacza, że nie będzie mógł kontynuować nauki na Uniwersytecie Wrocławskim, którą podjął w ramach dofinansowywanego przez polski rząd programu.
Jak powiedział „Rz” wiceprzewodniczący Białoruskiego Komitetu Helsińskiego Harry Pahaniajła, na Białorusi kara ograniczenia wolności wiąże się ze stałym nadzorem ze strony milicji oraz bezwzględnym zakazem opuszczania kraju. – W tym przypadku o wiele bardziej humanitarne byłoby ukaranie młodego człowieka grzywną – uważa Pahaniajła. Jako prawnik zapewnia, że wszystkie okoliczności przemawiały za tym, iż powinien był usłyszeć wyrok uniewinniający. – Stał się jednak zakładnikiem wcześniejszych wyroków w tak zwanej sprawie 14. Gdyby został uniewinniony, podważyłoby to sprawiedliwość i prawomocność wyroków skazujących jego kolegów – wyjaśnia Pahaniajła.
To studia w Polsce i konieczność zdawania zimowych egzaminów sprawiły, iż Barazienka – po manifestacji, w której brał udział – wyjechał do Polski i nie był sądzony wraz z kolegami.