Kanada i Stany Zjednoczone były daleko. Syberia też, ale nie trzeba było przekraczać żadnej granicy, a państwo dawało bezpłatne bilety na przejazd do miejsca przyszłego osiedlenia, dotacje, kredyty i ulgi podatkowe. Syberia kusiła – i skusiła też sporą grupę ludzi z Podlasia, którzy w guberni tomskiej założyli wieś o nazwie Białystok.
Tyle że gdyby ten Białystok założyli w Kanadzie, to pewno by prosperował i może nawet stał się miastem. Tymczasem syberyjski Białystok przeżył po 1917 roku prawdziwą gehennę. Opisał to urodzony tam Wasyl Haniewicz, obecnie szef Stowarzyszenia Orzeł Biały w Tomsku. „Tragedia syberyjskiego Białegostoku” ukazuje dramatyczne losy ludzi, którzy źle wybrali.
Najpierw uderzenie spadło na kościół, przez nich postawiony i stanowiący centrum wsi. Świątyni co prawda nie zniszczono, ale została wiernym zabrana, podobnie jak księża. Potem rozpoczęto kolektywizację. „Rozkułaczono” (czyli pozbawiono własności, a nierzadko i wolności) tych najbogatszych, a potem nękano niechętnych kołchozowi biedniejszych. Ci ostatni dostawali tak zwane „pchle wyroki” – zazwyczaj dwa lata łagru. Wreszcie, w 1935 roku, udało się białostoczan „przekonać” i założono kołchoz, o niezwykłej, polsko-rosyjskiej nazwie „Krasnyj sztandar”.
Najgorsze miało dopiero przyjść. Zlikwidowano polską szkołę, a w latach 1937 – 1938 na wieś spadły najsilniejsze uderzenia. Aresztowano wielu Polaków właśnie dlatego, że byli Polakami – pod rozmaitymi, sfingowanymi zarzutami (np. rzekomej przynależności do Polskiej Organizacji Wojskowej). Większość do Białegostoku nie wróciła...
Jak opisuje Wasyl Haniewicz, po 1990 roku kościół w Białymstoku został wyremontowany i oddany wiernym, a za przyznawanie się do polskości nic już nie grozi. Tyle że warto się zastanowić: jaki byłby dziś syberyjski Białystok, gdyby nie rewolucja i 70 lat komunizmu.