Oskarżenia o bezczynność w trudnych czasach nie szkodzą jednak notowaniom pani kanclerz. Gdyby wybory odbyły się dziś, wygrałaby bez problemów. Jest nadal w Niemczech najpopularniejszym politykiem i czuje się dobrze w tej roli. Za dobrze – mówią krytycy i domagają się, by pokazała w końcu, że jest liderem najpotężniejszego gospodarczo państwa w Unii Europejskiej. Ostatnio kanclerz nasłuchała się też od Paryża i Londynu, że Niemcy są hamulcowym UE: ślepi na zagrożenia, nie rzucili się na ratunek własnej gospodarce.
Angela Merkel chowa głowę w piasek. Jej wystąpienia są bezbarwne. Powtarza w kółko, że trzeba kontrolować międzynarodowe rynki finansowe, że Niemcy przezwyciężą kryzys, że gospodarka ruszy wspomagana miliardami z zadłużonej państwowej kasy. Albo – jak ostatnio w Paryżu – udowadnia, że najlepszym wzorem dla Europy jest model niemieckiej społecznej gospodarki rynkowej. – To za mało jak na polityka, który ma zamiar rządzić Niemcami przez kolejne cztery lata – mówią jedni. – Gdzie się podziała energia Angeli Merkel, którą dwa lata temu światowa prasa uznała za najpotężniejszą kobietę globu, porównywaną do Condoleezzy Rice czy Margaret Thatcher, i która walczyła jak lwica o traktat reformujący Unię Europejską – pytają inni. Z tamtej kanclerz rzeczywiście niewiele pozostało.
„Ale też naród oczekuje od przywódców w Berlinie znacznie mniej, niż oni sami sądzą” – tłumaczy konserwatywny „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Ale i ten dziennik zarzuca szefowej rządu, że zamiast inicjatyw i kolejnych pakietów antykryzysowych prowadzi ryzykowną grę polityczną i reaguje jedynie na rozwój sytuacji bez ambicji jej kształtowania. Nowy wielomiliardowy plan łagodzenia skutków kryzysu rodzi się w bólach i bez jej wielkiego zaangażowania. „Przeciwnicy będą jej mogli zarzucić podczas kampanii wyborczej, że przez ostatnie cztery lata ani nie kierowała energicznie krajem, ani nie zmieniła jego oblicza” – pisze liberalny „Süddeutsche Zeitung”.
Niemców wydaje się to wszystko mało interesować. Kryzys jeszcze nie spędza im snu z powiek. Dopiero co wydali rekordowe sumy na świąteczne prezenty, planują zimowe wypady w góry lub na ciepłe plaże, wszystko wydaje się w jak najlepszym porządku. Cieszą się obietnicami obniżki podatków i zapowiadaną premią 2,5 tysiąca euro za złomowanie starego samochodu przy kupnie nowego, nie mówiąc o niskich rachunkach na stacjach benzynowych.
To jednak tylko cisza przed burzą kampanii wyborczej do Bundestagu. Wybory odbędą się we wrześniu i – jak przewidują ekonomiści – właśnie wtedy skutki światowego kryzysu dosięgną wszystkich.