W budynku odbywało się posiedzenie Rady Naczelnej uznawanego przez Mińsk związku, na którego czele stoi Józef Łucznik. Na spotkanie zaprosił on wcześniej pisemnie szefową nieuznawanego przez białoruskie władze ZPB Andżelikę Borys, by wysłuchać jej „konstruktywnych propozycji w sprawie planowanego zjazdu z uwzględnieniem interesów wszystkich obywateli Białorusi narodowości polskiej”.
Borys na spotkanie nie przyszła, ale przed siedzibą pojawili się inni członkowie kierowanego przez nią związku. - Gdy dostałam pismo od pana Łucznika, odbyliśmy naradę w naszym związku. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu, żebym szła tam ja, tym bardziej jako osoba prywatna - mówi Borys w rozmowie z „Rz”. - Ja nie jestem całym Związkiem. Dlatego moi koledzy uznali, że powinni tam iść zwykli członkowie - dodaje.
Według świadków przed siedzibą ZPB, w którym urzęduje Józef Łucznik, zebrało się około 300 osób. Zwolennicy Borys nie zostali wpuszczeni do budynku. Wyszedł do nich jednak Józef Łucznik, by wyjaśnić, że „na spotkanie zaproszona została tylko pani Andżelika Borys”. Według świadków przemówił w języku rosyjskim, co wywołało oburzenie wśród zebranych i okrzyki „Hańba”, „Judasz Iwanowicz”. – To trochę dziwne, że pan Łucznik mówił do nas po rosyjsku – mówi „Rz” Wiesław Kiewlak, zastępca Andżeliki Borys. — Nikt nie zadawał mi pytań w języku polskim, a znajdowałem się na terytorium Białorusi, gdzie rosyjski jest jednym z języków urzędowych – tłumaczył „Rz” Józef Łucznik. Zapytany, po co zapraszał Borys na spotkanie, odpowiedział, że „chciał położyć kres nieporozumieniom i nawiązać kontakt” z drugą polską organizacją. - Chciałem ustalić, jakie są między nami relacje - dodał. - Skoro chciał rozmawiać, to czemu tego nie zrobił - pyta Borys. - Przecież było tam 300 osób gotowych do rozmów - dodaje.
Spotkanie przerodziło się w demonstrację, podobno doszło do przepychanek z milicją, jednak nikomu nic się nie stało i nikogo nie zatrzymano. - Ci ludzie nie wyglądali na pokojowo nastawionych. To była grupa awanturników - mówi nam Józef Łucznik.
- Chcieliśmy porozmawiać, zapytać, czemu nie działają Domy Polskie, czemu dzieci nie uczą się języka polskiego. Czas płynie, a nic się nie dzieje. Związek Łucznika nie jest zbyt widoczny, a my nie możemy działać. Coś trzeba zrobić - mówi Kiewlak.