Skłócony z rządem prezydent Wiktor Juszczenko przyjechał wczoraj do Brukseli. Komisja Europejska oczekiwała od niego przede wszystkim deklaracji, że nie będzie torpedował porozumienia z Rosją, które podpisała premier Julia Tymoszenko. Prezydent niechętnie (umowa mu się nie podoba) złożył obietnicę, co na razie gwarantuje dostawy gazu do Unii. Przy okazji kolejny raz wyłożył ukraińskie racje: nie było problemu tranzytu, był problem dostaw.
Tyle że te tłumaczenia nikogo nie interesują. – Jest faktem, że przez kilka tygodni do krajów UE nie płynął rosyjski gaz przez terytorium Ukrainy. To podważa wiarygodność obu tych krajów – przypomniał Jose Manuel Barroso.
Po ostatnim kryzysie gazowym nawet w takich krajach jak Francja czy Niemcy dobrze wiadomo, że Rosji nie można ufać. Argument wytaczany przez lata przez Władimira Putina, że nawet w czasach zimnej wojny Związek Sowiecki nie zaprzestał dostaw gazu do wrogich ideologicznie Niemiec czy Austrii, przestał być tak efektowny. Bo w czasach pokoju Rosja zostawiła bez ogrzewania w środku srogiej zimy obywateli kilku państw UE. Mimo że jej dyplomaci są w trakcie negocjowania nowego porozumienia z UE „o partnerstwie i współpracy”.
Jednak spadek zaufania do Rosji nie oznacza automatycznie sympatii dla Ukrainy. Przewodniczący Komisji Europejskiej i inni unijni politycy grozili sankcjami obu krajom, jeśli dostawy nie zostaną wznowione. Unia od początku świadomie nie chciała rozstrzygać, kto ma rację w sporze gazowym. Czy Rosja, twierdząc, że Ukraińcy kradną gaz przeznaczony dla odbiorców w UE? Czy Ukraina, przekonując, że Gazprom świadomie wstrzymał dostawy, chcąc politycznie skompromitować kraj tranzytowy. UE wciąż próbuje utrzymać wrażenie, że zarówno Rosja, jak i Ukraina są jej partnerami i żaden z tych krajów nie chciał Unii świadomie zaszkodzić. Poza tym w Brukseli wszyscy mają świadomość, że w gąszczu pośredników i skorumpowanych urzędników trudno będzie dojść prawdy. Lepiej więc nie odgrywać roli sędziego.
UE powoli wyciąga wnioski z kryzysu, ale nie muszą być one korzystne dla Ukrainy. Pierwsza nauczka, długo-terminowa, jest taka, że Wspólnota musi dywersyfikować zarówno źródła energii, jak i drogi przesyłowe. A to oznacza, że w przyszłości mniej gazu będzie płynęło przez terytorium Ukrainy. Czy skorzysta na tym Rosja, budując gazociąg północny lub południowy, czy Kazachstan, jeśli zwycięży koncepcja Nabucco, to inna sprawa. Ale w żadnym z możliwych scenariuszy nie zakłada się wzrostu znaczenia Ukrainy jako kraju tranzytowego.