Uczestnicy przeszli Nikickim i Twerskim Bulwarem, a następnie na Skwerze Nowopuszkińskim przeprowadzono mityng. „Precz z państwem policyjnym”, „Nasze milczenie usprawiedliwia zabójstwo” „Faszyści zabijają, władze kryją”, „Państwo – zabójca”. Na jednym z plakatów wymieniono nazwiska polityków i dziennikarzy zabitych w Rosji w ostatnich latach.
Tym razem pochód odbył się legalnie. Poprzednia próba legalnego zorganizowania marszu przez obrońców praw człowieka Lwa Ponomariowa i Ludmiłę Aleksiejewą nie udała się w związku z odmową moskiewskiego ratusza. Władze proponowały, by zamiast w centrum Moskwy, uczestnicy zgromadzili się na „bezludnym”, jak mówią opozycjoniści, Nabrzeżu Tarasa Szewczenki. Działacze wysłali w związku z tym telegram do prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, żądając prawa do realizacji prawa do zgromadzeń i pochodów. W efekcie zgodę uzyskano. – To pierwszy od dawna opozycyjny pochód, który nie został rozpędzony – stwierdziła Ludmiła Aleksiejewa. – Powinniśmy protestować bez przerwy, żeby ochronić takich ludzi jak Stanisław – dodała.
Do obrońców praw człowieka dołączyli niektórzy przedstawiciele opozycji, m.in. z partii Jabłoko, Zjednoczonego Frontu Obywatelskiego Garri Kasparowa. – Jestem pewien, że wszyscy, którzy tu przyszli, będą kontynuować ich dzieło – mówił Ponomariow.
Stanisław Markiełow był prawnikiem, który nie bał się najtrudniejszych spraw. Reprezentował między innymi rodzinę Czeczenki zgwałconej i zamordowanej przez rosyjskiego oficera Jurija Budanowa, bronił też dziennikarki Anny Politkowskiej. Miał więc i wielu wrogów. Został zastrzelony w środku dnia na Prieczistence w centrum Moskwy. Zabójca ranił też śmiertelnie towarzyszącą adwokatowi stażystkę z opozycyjnej „Nowej Gaziety” Anastazję Baburową, która zmarła w szpitalu, nie odzyskując przytomności.