Webster jest ekspertem od zarządzania kryzysowego. Przed Komisją Braidwooda, badającą sprawę śmierci Polaka, zeznał, że policjanci na lotnisku źle ocenili sytuację. - Nie widzieli różnicy między zdenerwowanym mężczyzną, który potrzebował pomocy, a sytuacją kryzysową, która wymagała użycia siły - mówił Webster.

Policyjne ekspert stwierdził, że funkcjonariusze wysłani na lotnisko w Vancouver "spanikowali" i nie działali tak jak ich wyszkolono. W drodze na akcję nie przygotowali też żadnego scenariusza działania. - Dziekański nigdzie by nie uciekł inie był zagrożeniem dla nikogo na lotnisku - zaznaczył Webster. Dodał, że interwencję mona było przeprowadzić w zupełnie inny sposób, bez użycia paralizatora.

To nie jedyne nowe zeznania w sprawie Dziekańskiego. Przed Komisją Braidwooda zeznawał też lekarz Keith Chambers. Jego zdaniem, z analizowaniu filmu nagranego na lotnisku wynika, że Polak zmarł przez porażenie paralizatorem. Lekarz przekonywał ,że Dziekański nie miał zawału serca. Prawnicy reprezentujący firmę, która wyprodukowała paralizator, sugerowali, że śmierć mogła być spowodowana przez inne czynniki, np. stres związany z podróżą i sytuacją na lotnisku. Chambers stanowczo wykluczył taką możliwość.

Podobne zeznanie złożył przed komisją także kardiolog Charles Kerr. Dodał on, że Polak miał w miarę zdrowe serce i zgodny z normami poziom ciśnienia.

[ramka]Do tragicznego wydarzenia doszło w październiku 2007 r.. Polak, który do Kanady przyjechał odwiedzić matkę, nie znał języka angielskiego i nie umiał wydostać się z vancouverskiego lotniska. Po dziesięciogodzinnym oczekiwaniu był tak wyczerpany, że próbował przekroczyć bramkę i - z niewiadomych przyczyn - rzucił w przesuwane drzwi krzesłem. Gdy na miejsce przybyła policja, poraziła Polaka paralizatorem. Mężczyzna zmarł na miejscu.[/ramka]