Były szef wywiadu zewnętrznego ukraińskiego MSW generał Ołeksij Pukacz wpadł w ręce służb specjalnych i milicji w obwodzie żytomierskim. Został przesłuchany i przyznał się do zabójstwa Georgija Gongadzego. – Pukacz wymienił też nazwiska zleceniodawców zbrodni. Kim są? Tego nie możemy ujawnić – mówił zastępca szefa Służby Specjalnej Ukrainy Wasyl Hrycak. Adwokat zatrzymanego Serhij Osyka w wywiadzie dla telewizji Kanał 5 przekonywał, że Pukacz sam zgłosił się na milicję i że ma składać zeznania dopiero dziś.
Według ustaleń śledztwa generał osobiście nadzorował pracę trzech oficerów milicji, którzy 16 września 2000 r. porwali Gongadzego i wywieźli go z Kijowa. Pukacz miał sam zamordować porwanego, dusząc go w samochodzie paskiem.
W sierpniu 2003 r. generał został zatrzymany w związku z podejrzeniem o niszczenie dokumentów, które świadczyły o tym, że Gongadze był śledzony. Ślad po Pukaczu zaginął trzy miesiące później, gdy sąd apelacyjny zwolnił go z aresztu. Niektórzy twierdzili, że ukrywa się w Rosji, inni – że w Izraelu. Byli i tacy, którzy mówili, że już nie żyje. Jak się okazało, poszukiwany listem gończym nie wyjechał z Ukrainy.
Prezydent Wiktor Juszczenko zlecił prokuraturze, by zapewniła maksymalne bezpieczeństwo Pukaczowi. Czy teraz uda się wreszcie rozwikłać zagadkę śmierci dziennikarza?
– Pukacz może złożyć zeznanie, ale obciążające tych, którzy już nie żyją: byłego szefa MSW Jurija Krawczenkę lub jego prawą rękę gen. Eduarda Ferego – mówi „Rz” Wołodymyr Czemerys, organizator akcji „Ukraina bez Kuczmy”, działacz Grupy Helsińskiej. – Oznacza to, że nie poznamy nazwisk zleceniodawców zbrodni – dodaje.