Wyprawa na Księżyc miałaby kosztować 1,5 miliarda euro. – Nie jest to zaporowa suma dla kraju, który wydał właśnie 5 miliardów na premie za złomowanie starych samochodów – oświadczył wczoraj w Berlinie Peter Hintze, rządowy koordynator ds. przemysłu lotniczego i kosmicznego. Na razie nie otrzymał żadnych gwarancji finansowych dla planów bezzałogowej misji na Księżyc, ale wciąż jest dobrej myśli. Twierdzi, że po wrześniowych wyborach do Bundestagu sprawą zajmie się nowy gabinet i z finansowaniem całego projektu nie będzie problemów.
O kosmicznej misji zaczęto mówić dwa lata temu. Chodziło o umieszczenie na orbicie Księżyca niemieckiego satelity kartograficznego, którego zadaniem byłoby opracowanie dokładnej mapy powierzchni Srebrnego Globu. Projekt spotkał się z zainteresowaniem gabinetu Angeli Merkel.
Jednak rok temu rząd doszedł do wniosku, że w czasach kryzysu trudno byłoby uzasadnić wydanie setek milionów euro na taki cel. Teraz kryzys zbliża się jednak powoli do końca i lobby kosmiczne uznało, że nadszedł czas na nową ofensywę.
- Sądząc po wyrazie twarzy ministrów po prezentacji mojego projektu, spotkał się on z wielkim zainteresowaniem – mówił wczoraj Peter Hintze. Jego zdaniem, aby z realizować ten projekt, Niemcy nie potrzebują wsparcia Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) ani współpracy z innymi krajami. Dlaczego?
– Dysponujemy odpowiednią technologią, aby zrealizować nasze zamiary samodzielnie. Nie potrzebujemy pomocy innych krajów – tłumaczył Hintze. Dopiero gdyby się okazało, że w budżecie nie znajdzie się 1,5 miliarda na ten projekt, Niemcy byliby gotowi zaoferować współpracę Francji albo Stanom Zjednoczonym.