Dziś – jak twierdzą eksperci rządowi – od zmarłych więźniów pobieranych jest 65 proc. narządów. Jednak źródła nieoficjalne mówią o 90 proc. Wiadomo, że Chiny są krajem, w którym wykonywanych jest bardzo wiele egzekucji. Tylko w ubiegłym roku stracono co najmniej 1718 osób.
Problem dostrzegły w końcu władze w Pekinie. Wiceminister zdrowia Huang Jiefu stwierdził, że skazani na śmierć „z pewnością nie są właściwym źródłem organów do transplantacji”. Tymczasem w Chinach bardzo niewiele osób – od 2003 roku było ich zaledwie 130 – godzi się na oddanie swych organów po śmierci. Opór ten wynika z przyczyn kulturowych. Chińczycy uważają, że człowiek powinien być pochowany „w całości”. W efekcie, choć transplantacji może potrzebować nawet półtora miliona ludzi, to rocznie wykonywanych jest tylko około 10 tysięcy takich operacji.
Co więcej, w Chinach rozwinął się proceder handlu ludzkimi narządami, także pobieranymi od osób żyjących. Gazeta „China Daily” opisała przypadek słynnego aktora Fu Biao, który w 2005 r. miał aż dwa przeszczepy wątroby, podczas gdy osoby mniej znane i niezamożne na zabieg muszą czekać latami. – Transplantacje nie powinny być przywilejem bogatych – oświadczył wiceminister Huang.
I właśnie dlatego w Chinach rusza nowy system, w który zaangażowany jest Czerwony Krzyż. Projekt pilotażowy obejmuje dziesięć prowincji i miast i ma pomóc w pozyskiwaniu „dawców, którzy nie wiedzą, że mogą ofiarować swoje organy”.
Ile czasu może potrwać wprowadzenie systemu w całym kraju? Huang wskazał, że wprowadzenie podobnej inicjatywy w USA zajęło aż 20 lat. – Mam nadzieję, że w Chinach będzie szybciej – powiedział.