Handel kwitnie w sieci. Na stronie „Sprzedam głos” widnieją ponad trzy tysiące wpisów chętnych do zarobienia na wyścigu do najwyższego urzędu państwowego. Średnie stawki za głos sięgają 300 – 500 hrywien (100 – 166 złotych). Nieznany rekordzista poprosił aż o 600 tysięcy hrywien. „Nie wierzę w ukraińską demokrację, dlatego sprzedaje swój głos. Mogę załatwić ich więcej. Cena do negocjacji” – napisał w ogłoszeniu 24-letni mieszkaniec Lwowa. „Jest mi obojętne, kto zostanie następnym prezydentem. Sprzedaje trzy głosy. Po 500 hrywien za sztukę” – zaznaczył student z Kijowa, zostawiając zainteresowanym numer telefonu.
Według sondaży większość Ukraińców, którzy pójdą w niedzielę do urn, „za żadne pieniądze nie odda prawa wyboru szefa państwa”. Jednakże 20 procent respondentów myśli inaczej. Jedni mówią, że są gotowi zarobić na poparciu kandydata, na którego i tak chcieli głosować. Inni wyznają, że mogą sprzedać swój głos byle komu, jednak wyłącznie za satysfakcjonującą ich kwotę.
Według ukraińskiego MSW schemat transakcji może być prosty: sprzedający swój głos w dniu wyborów zaznacza na karcie do głosowania nazwisko odpowiedniego kandydata. Przed wrzuceniem jej do urny robi zdjęcie telefonem komórkowym. Przesyła dowód kandydatowi i udaje się do jego sztabu po pieniądze.
Eksperci tłumaczą nietypowe zjawisko różnie: rozczarowaniem politykami, trudną sytuacją materialną lub zwykłą chęcią zysku.
– Handel głosami oznacza, że Ukraińcy mają coraz bardziej cyniczne podejście do polityki i polityków – mówił szef Instytutu Badań Politycznych w Kijowie Wołodymyr Fesenko. Według niektórych analityków za sprawą sprzedaży głosów może stać któryś z kandydatów w wyborach. Ukraińska Centralna Komisja Wyborcza ostrzega: sprzedaż głosów jest nielegalna i pociąga za sobą odpowiedzialność karną.