Partia Berlusconiego to Lud Wolności, więc internauci skrzyknęli się pod hasłem „Lud Fioletowy”. Kolor ten nie był jeszcze politycznie zagospodarowany, więc zrodziła się idea, by fiolet zjednoczył przeciwników premiera. Pod fioletowymi sztandarami manifestowali jednak ci sami od lat zwolennicy włoskiej lewicy – od znanych intelektualistów i artystów poprzez polityków opozycyjnej Partii Demokratycznej po komunistów i zielonych.

Przemarsz „fioletowych” i wiec na Piazza del Popolo przypominał zabawę karnawałową albo stalinowski pochód w miniaturze. Były wielkie kukły Berlusconiego z 500 euro w zębach i skrywający się pod maskami twarzy premiera demonstranci w pasiakach. Potrząsano plastikowymi kajdankami. Hasła wiecu to napis widniejący na każdym włoskim sądzie: „Prawo jest równe dla wszystkich” i „Podaj się do dymisji”.

Demonstrantom chodziło głównie o to, że najdalej za dwa tygodnie parlament przyjmie ustawę, która zawiesi na kilka miesięcy toczące się przeciw Berlusconiemu procesy o korupcję, bo „przeszkadzają mu w sprawowaniu urzędu”. Plan przewiduje też przywrócenie immunitetu wszystkim parlamentarzystom, w tym premierowi. Wielkim rozczarowaniem dla demonstrantów musiała być piątkowa decyzja Kasacji, która unieważniła z powodu przedawnienia sprawy wyrok 4,5 roku więzienia dla brytyjskiego prawnika-biznesmena Davida Millsa, skazanego za przyjęcie łapówki od Berlusconiego zamian za fałszywe zeznania. Organizatorzy twierdzą, że demonstrowało 200 tys. ludzi, policja, że było ich 20 razy mniej. Mobilizacja lewicy wypadła blado.

[i] —Piotr Kowalczuk z Rzymu[/i]