28 i 29 marca we Włoszech odbędą się wybory w 13 z 20 regionów. Ostatni termin składania partyjnych list wyborczych wraz z wymaganymi podpisami osób wspierających minął w południe 27 lutego. Działacz rejestrujący tego dnia listę partii Lud Wolności w regionie Lacjum w sądzie w Rzymie zastał tam kolejkę, więc poszedł coś zjeść. Gdy wrócił, było już po terminie i sędzia listy nie przyjął. Natomiast sąd w Mediolanie zakwestionował złożoną na czas listę Ludu Wolności w regionie Lombardii z powodów formalnych. Chodziło o niewłaściwe pieczątki i niepełne dane sygnatariuszy.
Formalnie sędziowie w Rzymie i Mediolanie mieli rację, a incydent obnażył arogancję polityków lekceważących jasno zdefiniowane zasady gry politycznej. Praktycznie jednak ich decyzja oznaczała, że w dwóch najważ- niejszych regionach będąca faworytem partia Berlusconiego przegra walkowerem, a kilka milionów ludzi nie będzie miało na kogo głosować. Jak argumentowali centroprawicowi politycy, mianowani sędziowie i biurokracja krępują ręce demokracji, której najwyższym wyrazem jest przecież akt wyborczy. Okazało się przy okazji, że w Mediolanie sędzia przyjął dokumenty opozycji, choć były w nich identyczne uchybienia. Z kolei opozycja zarzucała koalicji rządzącej gorączkowo poszukującej wyjścia z sytuacji próbę złamania zasad stojących na straży demokracji. Kłótnia rozlała się na kraj.
Po tygodniu Giorgio Napolitano, były komunista wybrany przez parlament głosami lewicowej większości za czasów premiera Romana Pro- diego, podpisał dekret opracowany wspólnie przez ekspertów rządu i prezydenta dopuszczający obie kwestionowane listy. Na swej stronie internetowej tłumaczył, że nie można z wyborów wykluczyć największej włoskiej partii.
Licząca na zwycięstwo opozycja nie kryje rozczarowania. Szef Partii Wartości Antonio Di Pietro żąda wszczęcia procedury impeachmentu wobec prezydenta. Wtóruje mu radykalna lewica. Senator Felice Belisario stwierdził: „Napolitano zachował się jak król Wiktor Emanuel III, który podpisywał wszystko, co mu podsunął Mussolini”. Czołowy intelektualista włoskiej lewicy Paolo Flores d’Arcais porównał sytuację do tej z 1922 roku, gdy rząd nie powstrzymał marszu na Rzym, który dał Mussoliniemu władzę.