Administrująca siecią Internetowa Korporacja Nazw i Numerów (ICANN), mająca główną siedzibę w USA, zezwoliła na używanie alfabetów niełacińskich w adresach stron internetowych już w ubiegłym roku. Ale dopiero teraz trzy pierwsze kraje – Egipt, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie – otrzymały takie domeny. To początek przełomu w rozwoju Internetu, zważywszy że ponad 50 procent ludzkości nie posługuje się alfabetem łacińskim.
Internautom trudno było wpisywać adresy stron, bo musieli się posługiwać literami, których na co dzień nie używają. To tak jakby czytelnik „Rzeczpospolitej” – żeby przeczytać nasze artykuły w Internecie – musiał wpisać adres domeny „Rz” chińskimi znakami.
– Ta zmiana to wielki krok do przodu. Ludzie na Zachodzie, szczególnie w USA i Wielkiej Brytanii, nie wiedzą, jak ciężko jest korzystać z Internetu w krajach arabskich lub azjatyckich. Łaciński alfabet to dla tych ludzi hieroglify – mówi „Rz” Tom Royal, wiceszef brytyjskiego specjalistycznego pisma „ComputerActive Magazine”. – Teraz nikt nie będzie już wykluczony z Internetu. Dotychczas liczba znaków, których można było używać w adresach, była ograniczona. Od teraz teoretycznie każdy znak będzie dozwolony – dodaje.
Jako jedna z pierwszych stron o niełacińskim adresie pojawiła się w Internecie domena Ministerstwa Komunikacji Egiptu. Polscy internauci mogą ją obejrzeć pod tym adresem, jeśli dysponują programem obsługującym domeny IDN – takie, w których użyto znaków narodowych charakterystycznych dla danego języka. ICANN zastrzega jednak, że początkowo mogą występować problemy przy wchodzeniu na takie strony.
Arabskie adresy zapisywane są od strony prawej do lewej, zgodnie z regułami pisma arabskiego. W dalszej kolejności będą się pojawiać domeny zapisywane innymi niż łacińskie znakami – chińskimi, tajskimi, tamilskimi itd. O przyznanie nowej domeny w niełacińskim alfabecie zwróciło się na razie do ICANN 21 państw, w których używa się 11 różnych języków.