To był jeden z najdziwniejszych procesów w najnowszej historii brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości. Na ławie oskarżonych zasiadło bowiem dwóch dziesięciolatków oskarżonych o zgwałcenie ośmioletniej koleżanki. Dziewczynka opowiedziała swojej mamie – rzecz działa się w październiku zeszłego roku – że chłopcy „robili jej seks” na polu w pobliżu jej domu w Hayes w zachodnim Londynie.
Podczas procesu cała trójka dzieci miała poważne problemy z odpowiedzią na zadawane im pytania. Według biegłych dzieci po prostu nie rozumiały, o co w całej sprawie chodzi. Dziewczynka zresztą szybko przyznała, że koloryzowała. Do żadnego gwałtu nie doszło. W rzeczywistości chłopcy mieli się z nią tylko bawić. Oskarżeni zeznali, że była to „zabawa w doktora” oraz w „ja pokażę tobie, ty pokażesz mi”.
W efekcie chłopcy – podczas procesu siedzieli z mamami, które trzymały ich za ręce – zostali oczyszczeni z zarzutu o gwałt. Ława przysięgłych, ku zdumieniu obecnych na sali, uznała ich jednak za winnych „próby gwałtu”. Zgodnie z obowiązującymi na Wyspach przepisami oznacza to, że grozi im długi pobyt w zamkniętym ośrodku. Zostaną również wpisani na czarną listę przestępców seksualnych.
Decyzja sądu wywołała w Wielkiej Brytanii burzę. Protestują rodzice, organizacje zajmujące się opieką nad dziećmi i eksperci. – To absolutne kuriozum! Za starych dobrych czasów ojcowie przełożyliby tych chłopaków przez kolano, dali kilka klapsów i na tym sprawa by się skończyła. Pomysł, żeby na poważnie zajmował się tym sąd, był niedorzeczny – powiedziała „Rz” Lynette Burrows znana brytyjska ekspert ds. wychowywania dzieci.
Według niej proces ten to „jeszcze jeden opłakany skutek obyczajowej rewolucji, jaką zafundowała Wielkiej Brytanii lewica”. – Najpierw w szkole faszeruje się dzieci tą całą „edukacją seksualną”, ze szczegółami opowiada im o seksie, a potem następuje wielkie zdziwienie: Jak coś takiego mogło się wydarzyć! Czasami mam wrażenie, że ci wszyscy postrzeleni lewicowcy w ogóle nie myślą – podkreśliła pani Burrows.