Gdy w marcu policja zapukała do drzwi znanego w miasteczku Anhausen rockersa, członka motocyklowego gangu Hells Angels, ten bez wahania sięgnął po karabin i zaczął strzelać przez zamknięte drzwi, zabijając policjanta. Podejrzewał, że ma do czynienia z rockersami z gangu Bandidos, którzy przyszli, aby się z nim policzyć.
Hells Angels prowadzą z Bandidos od lat otwartą wojnę na ulicach niemieckich miast, patrolując swoje rewiry na motocyklach. Ostatnia uliczna strzelanina miała miejsce w Duisburgu na początku maja, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie rok wcześniej zginął jeden z Bandidos. Kilkanaście dni temu policja w Berlinie zapobiegła starciu kilkunastu Hells Angels z członkami konkurencyjnego gangu Chicanos. Dwa lata temu w Lipsku Hells Angels zablokowali cały kwartał ulic, kontrolując dokumenty przechodniów. Była to prowokacja pod adresem Bandidos, którzy uważali ten teren za swój rewir.
– Najwyższy czas, aby wprowadzić zakaz działalności gangów motocyklowych – domaga się związek zawodowy policjantów. Na ten temat obradują obecnie ministrowie spraw wewnętrznych niemieckich landów. W niektórych, tak jak w Hamburgu, Hells Angels, Outlaws czy Bandidos już teraz nie mają prawa tworzyć klubów będących parawanem dla działalności przestępczej.
Handlujące narkotykami i zarządzające domami publicznymi gangi wciąż się jednak mnożą. Mają już kilka tysięcy członków zgromadzonych w kilkuset klubach. Biznesmeni wynajmują rockersów m.in. do wyeliminowania konkurencji.
Z policyjnych danych wynika, że ponad połowa członków Hells Angels ma kryminalną przeszłość. Stąd żądania delegalizacji. Rząd w Berlinie ma jednak obiekcje, że taka decyzja mogłaby zostać unieważniona sądownie. Gangi mają pieniądze, dobrych adwokatów i informatorów w policji. Pragną też uniknąć konfrontacji z władzą. W tym celu Hells Angels i Bandidos zawarły kilka dni temu rozejm w biurze adwokata Götza von Fromberga, zaprzyjaźnionego z byłym kanclerzem Gerhardem Schröderem.