50-letni Gary Brooks Faulkner został zatrzymany w prowincji Czitral tuż przy granicy z Afganistanem. Miał przy sobie pistolet, metrowej długości miecz, noktowizor i Biblię. Jak mówił, wyruszył na poszukiwanie Osamy bin Ladena, by mu „odciąć głowę”. Na pytanie śledczych, jak zamierzał dotrzeć do bin Ladena, odpowiedział, że „liczył na pomoc Boga”.
– Myśleliśmy, że jest chory umysłowo, ale kiedy zobaczyliśmy jego ekwipunek, zrozumieliśmy, że mówi poważnie – oświadczył Mohammed Dżafar Khan, szef policji w Czitral. Władze chcą jednak poddać go obserwacji psychiatrycznej.
Pakistańczycy są przekonani, że zatrzymany to agent CIA. W Pakistanie wprost huczy od pogłosek, że zachodnie służby próbują znaleźć bin Ladena za pośrednictwem wynajętych zabójców, udających turystów. Amerykanin doskonale znał teren i miejscowe realia. W Pakistanie był już siedem razy, z czego trzy w Czitral. Podczas ostatniej wizyty kupił pistolet, który gdzieś ukrył, a kiedy wrócił do Pakistanu 2 czerwca, wziął broń i udał się do położonej w Czitral doliny zamieszkiwanej przez plemię Kalasz. Jego członkowie nie są wyznawcami islamu i z niechęcią odnoszą się do ekstremistów.
W niedzielę wieczorem Amerykanin zmylił czujność przydzielonej mu eskorty i wyruszył na swoją misję. Został schwytany po dziesięciogodzinnym pościgu. Tłumaczy, że zamierzał przejść do Afganistanu, aby tam szukać bin Ladena w prowincji Nuristan – bastionie afgańskich talibów.
Rodzina Amerykanina zapewnia, że nie jest on szaleńcem. – To normalny człowiek, który uważa, że ma misję. Stracił znajomych w zamachach z 11 września. Nagrodę za zabicie bin Ladena chciał przeznaczyć na pomaganie innym – mówił Scott Faulkner, brat zatrzymanego.