Podobno wszystko zaczęło się od drzewa. Według gazety “Haarec” grupa izraelskich żołnierzy próbowała ściąć drzewo po libańskiej stronie granicy. Czy nie zdawali sobie sprawy, że są już na terytorium innego kraju, czy zrobili to świadomie – nie wiadomo. Libańscy pogranicznicy, widząc intruzów, postanowili drzewa bronić.
Oddali nad głowami Izraelczyków kilka ostrzegawczych serii, uruchamiając tym samym reakcję łańcuchową. Z jednej strony poleciały pociski czołgowe, spadając na libańską wioskę Aadassi i wywołując w niej pożar. W płomieniach stanął także libański transporter opancerzony, trafiony rakietami przez izraelski śmigłowiec. W pojeździe było trzech żołnierzy i jeden cywil. Wszyscy zginęli.
W odpowiedzi umiejscowione w pobliżu libańskie baterie oddały kilka salw w stronę Izraela. Dwóch izraelskich żołnierzy zostało rannych, ewakuowano ich śmigłowcem. Jeden z nich, wysoki rangą oficer, miał wkrótce skonać. W izraelskich mediach pojawiły się informacje o rakietach katiusza odpalonych z Libanu w stronę izraelskich przygranicznych miast. Natychmiast ogłoszono w nich alarm, mieszkańcy ukryli się w schronach.
Telewizyjne zdjęcia z pogranicza pokazywały kłęby dymu unoszące się nad pozycjami obu armii, słychać było gęstą kanonadę. Pojawiły się obawy, że potyczka może się przerodzić w konfrontację między obydwoma krajami.
– Musimy za wszelką cenę powstrzymać Izraelczyków, którzy naruszyli rezolucję ONZ i wkroczyli na nasze terytorium – apelował do swoich rodaków prezydent Libanu Michel Suleiman.