Jak wynika z ostatnich badań opinii publicznej, dystans pomiędzy centroprawicową koalicją czterech partii Sojusz dla Szwecji a „czerwono-zieloną“ koalicją lewicy znacznie się zmniejszył. Nic więc dziwnego, że walka o każdy głos wyborców była zacięta i trwała do końca. Tym bardziej że 700 tysięcy osób podjęło decyzję, kogo poprzeć, dopiero w dniu wyborów. Gdy zamykaliśmy to wydanie „Rz“, wyniki nie były jeszcze znane.
Głos można było oddać przed terminem już od początku września – z możliwości tej skorzystały przeszło 2 miliony osób. Reszta głosowała w lokalach wyborczych. Kampanię zdominowały sprawy wewnętrzne, zwłaszcza problem narastającego bezrobocia.
W ostatnich dniach przed głosowaniem szczególnie głośno było o kampanii niewielkiego antyimigranckiego ugrupowania Skaane (Skania), które w swych broszurkach zamieściło zdjęcie liderki socjaldemokratów Mony Sahlin w muzułmańskiej chuście.
Pani Sahlin rzeczywiście sfotografowała się w takim nakryciu głowy, chcąc zademonstrować swe poparcie dla imigrantów. W broszurach Skaane zdjęcie to miało być jednak przestrogą przed programem lewicy. Problem w tym, że biorący udział w wyborach muzułmańscy imigranci, często niemal niewładający szwedzkim i niezorientowani w miejscowych podziałach politycznych, widząc zdjęcie, oddają głos na partię antyimigrancką. Socjaldemokraci starali się wyjaśniać nieporozumienie, członkom komisji wyborczych uniemożliwia to jednak ordynacja: nie mają prawa komentować materiałów wyborczych partii.
Z podobnym problemem mogą mieć do czynienia ci imigranci, którzy nie będą potrafili rozróżnić nazw dwóch partii, i w miejsce socjaldemokratów (Socialdemokraterna) oddadzą swój głos na największe ugrupowanie antyimigranckie: Demokratów Szwecji (Sverigedemokraterna).