Chile czeka na ewakuację zasypanych górników

Chilijczycy odliczają godziny do mającej rozpocząć się w środę rano ewakuacji z zasypanej kopalni San José. Ale nikt nie chce wyjść pierwszy

Aktualizacja: 12.10.2010 18:00 Publikacja: 11.10.2010 21:03

Tymi tunelami wyszli uwięzieni w Chile górnicy

Tymi tunelami wyszli uwięzieni w Chile górnicy

Foto: AFP

W poniedziałek ratownicy kończyli montowanie metalowej osłony w szybie, którym mają zostać wydobyci na powierzchnię 33 górnicy uwięzieni od

5 sierpnia w kopalni miedzi i złota na północy Chile. Mężczyźni znajdują się 600 metrów pod ziemią. Rura o długości 96 metrów ułatwi im pokonanie ostatniego etapu podróży w specjalnej kapsule. Operacja ma się rozpocząć w nocy z wtorku na środę.

Prezydent Chile Sebastian Pinera przyjedzie już we wtorek wieczorem. Chce osobiście powitać pierwszych uratowanych. Będzie mu towarzyszył lider Boliwii Evo Morales, bo wśród zasypanych jest jeden Boliwijczyk. Opuści kopalnię w pierwszej piątce, by jego prezydent nie musiał zbyt długo czekać.

– Rozpoczniemy ewakuację, gdy tylko będzie to możliwe, w dzień lub w nocy – zapewnił minister gospodarki Laurence Golborne. Szacuje, że operacja potrwa od półtora do dwóch dni. Górnicy będą wyciągani pojedynczo, na każdego trzeba przeznaczyć godzinę albo i więcej.

Górnicy, którzy dotąd imponowali światu zimną krwią, teraz nie kryją, że boją się ciasnej kapsuły. Nikt nie chce być pierwszy. Ale to nie oni będą decydować o kolejności opuszczania kopalni. Już została ona zresztą ustalona przez ratowników. Pierwsi i ostatni mają wyjść najsilniejsi fizycznie i psychicznie.

[srodtytul]Obóz Nadziei[/srodtytul]

13 górników to parafianie polskiego księdza Adama Bartyzola z parafii Jezusa z Nazaretu w oddalonym o 40 km od miejsca katastrofy Copiapó. Misjonarz ze Zgromadzenia Klaretynów przyjechał do Chile cztery lata temu. – Na pustyni Atakama jest bardzo dużo kopalń, często dochodzi w nich do wypadków, ale tak dramatycznej sytuacji jeszcze nigdy tu nie było – mówi „Rz” ksiądz Adam. Jego zdaniem cudem było już to, że górnicy przeżyli tąpnięcie. Nastąpiło poniżej miejsca, w którym się znajdowali, i powyżej. Oni sami nie zostali zasypani.

Kiedy po 17 dniach okazało się, że żyją, Chile ogarnęła euforia. Władze – opowiada ksiądz – znalazły się pod ogromną presją, by ich jak najszybciej wydobyć. Przede wszystkim ze strony rodzin, które ściągnęły na miejsce katastrofy z różnych stron i założyły w pobliżu kopalni Obóz Nadziei. Władze zrobiły wszystko, by ułatwić im życie.

– Jest tam nawet szkoła dla dzieci – mówi ojciec Bartyzol.

– Działa Internet i telefonia komórkowa, kuchnia przygotowuje posiłki, jest kaplica, w której biskup odprawia msze. Władze miejskie wysłały nawet klauna, by zabawiał dzieci – dodaje polski misjonarz. Ma nadzieję, że skomplikowana operacja się powiedzie. Boi się trzęsienia ziemi, bo to rejon wstrząsów sejsmicznych. Ratownicy z Chile pokazali, że trzeba walczyć do końca. Czy taka determinacja to reguła?

[srodtytul]Robią, co mogą[/srodtytul]

– Ratownicy zawsze robią wszystko, by wydobyć żywych, czy to z kopalni, czy spod gruzów po trzęsieniu ziemi. Tyle że ekipy jednych krajów są lepiej wyposażone od innych. Ale nawet jeśli ktoś ma gorszy sprzęt, robi wszystko, by ratować ludzi – mówi „Rz” mjr Leszek Tanaś z Państwowej Straży Pożarnej, uczestnik wielu międzynarodowych akcji ratowniczych.

W Chinach, gdzie zdarza się najwięcej katastrof, tylko w tym roku zginęło ponad 2,6 tys. górników. W piątek podczas akcji ratunkowej śmierć poniosła cała ekipa ratownicza, której zabrakło tlenu. I w Chinach władze pokazują, że robią wszystko, by ratować poszkodowanych. Tak było w kwietniu, gdy w Tybecie zatrzęsła się ziemia i zginęło ponad 1700 osób. – Jeśli jest choć cień nadziei, robimy wszystko, by szukać żywych – zapewniał premier Wen Jiabao na gruzach zawalonego budynku. Na pomoc ruszyło 10 tys. żołnierzy, milicjantów i strażaków.

Na Haiti, gdzie w styczniu zatrzęsła się ziemia, zabijając 200 tys. ludzi, jeszcze po wielu dniach odnajdywano żywych. Młoda kobieta przeżyła bez jedzenia i picia siedem dni. Trzytygodniowa dziewczynka – osiem. 24-latek – 11 dni. – Pamiętam, jak w Algierii po pięciu dniach wydobyliśmy pięcioletnią dziewczynkę. Nadzieja jest zawsze. Najtrudniejszym momentem jest odwołanie akcji – mówi mjr Tanaś.

W Rosji, gdzie w maju doszło do wybuchu metanu w kopalni Raspadskaja na Syberii, nie udało się odnaleźć żywych. Zginęło około 70 osób. Rosjanie nie uratowali też marynarzy z okrętu podwodnego Kursk. Nie przyjęli zagranicznej pomocy.

– Nie chcę dezawuować działań Rosjan, ale to były decyzje polityczne. Może gdyby dopuścili ekipy międzynarodowe, wyposażone w lepszy sprzęt, marynarzy udałoby się uratować – mówi mjr Tanaś.

„Jest zbyt ciemno, ale spróbuję pisać po omacku. Chyba nie ma szans, 10 – 20 procent. (...) Pozdrowienia dla wszystkich, nie trzeba rozpaczać” – pisał jeden z oficerów Kurska.

W poniedziałek ratownicy kończyli montowanie metalowej osłony w szybie, którym mają zostać wydobyci na powierzchnię 33 górnicy uwięzieni od

5 sierpnia w kopalni miedzi i złota na północy Chile. Mężczyźni znajdują się 600 metrów pod ziemią. Rura o długości 96 metrów ułatwi im pokonanie ostatniego etapu podróży w specjalnej kapsule. Operacja ma się rozpocząć w nocy z wtorku na środę.

Pozostało 91% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021