"Zmiany traktatowe, które się rodzą w głowach polityków europejskich, nam odpowiadają" - powiedział premier Tusk.
Zmian w unijnym traktacie domagają się Niemcy, które zdążyły przekonać do swojego postulatu także Francję.
Berlin i Paryż domagają się ostrzejszych sankcji dla krajów, które nie trzymają w ryzach budżetu i chcą pozbawić takie państwo prawa głosu na unijnych naradach. Francja i Niemcy chcą też ustanowienia specjalnego antykryzysowego funduszu dla państw w potrzebie i zapisania tego w traktatach.
"Dyskusje w Brukseli nie mają przełomowego znaczenia dla Polski w tym sensie, że zmiany traktatowe, które się rodzą w głowach polityków europejskich, nam odpowiadają. Jestem dość spokojny, że jeśli chodzi o dyskusję na temat tempa zmian i terminarza zmian traktatu, to wbrew pozorom nie dojdzie do politycznej jatki, a Polska na pewno nie będzie blokowała zmian, które zwiększą dyscyplinę budżetową UE jako całości" - zadeklarował Tusk.
Jednocześnie za mało prawdopodobny uznał drugi postulat kanclerz Angeli Merkel, by wprowadzić do traktatu sankcje polityczne: zawieszanie prawa głosu państwa ociągającego się z reformami. "Te polityczne postulaty wydają mi się egzotyczne, mało prawdopodobne" - ocenił premier.