Bezprecedensowe zainteresowanie oficjalnych mediów, przede wszystkim telewizji, napaścią na Olega Kaszyna z gazety „Kommiersant” może oznaczać, że władze przestaną patrzeć przez palce na zastraszanie dziennikarzy – uważają rosyjscy działacze. Media zajmują się już nie tylko sprawą Kaszyna, ale przypominają głośne pobicie dwa lata temu Michaiła Bekietowa z „Chimkińskiej Prawdy” i innych osób prześladowanych z powodu krytykowania miejscowych władz i obrony lasu w Chimkach.
Państwowe stacje telewizyjne pokazują krytyczne reportaże o merze Chimek Władimirze Strelczence, które rykoszetem uderzają w gubernatora obwodu moskiewskiego Borysa Gromowa.
– Władze mogą po prostu wykorzystać sprawę dziennikarzy do pozbycia się skompromitowanych urzędników. Upieką dwie pieczenie na jednym ogniu – mówi „Rz” Michaił Zygar, wieloletni dziennikarz „Kommiersanta”, obecnie szef internetowej telewizji Dożd.
Przez dwadzieścia lat nie znaleziono ani jednego zleceniodawcy zabójstw reporterów. Ich kolegów napawa optymizmem zdecydowana reakcja prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, który zapewnił, że winni przestępstwa zostaną znalezieni bez względu na to, kim są.
– Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Może to właśnie ta chwila. Jeśli sprawcy zostaną ukarani, to odetchniemy z ulgą. Ci, którzy dotychczas uważali, że można bezkarnie stosować przemoc wobec niewygodnych dziennikarzy, na pewno poczują się mniej pewnie – dodaje Zygar.