Podpułkownik Terry Lakin – wielokrotnie odznaczany oficer, który służył w armii przez 18 lat – odmówił wylotu na misję do Afganistanu. Uważa bowiem, że Obama nie urodził się na terenie USA, więc nie ma prawa być prezydentem, a jego rozkazy są nielegalne. – Prezydencie Obama. Wzywam cię, abyś przestrzegał konstytucji. Pokaż, że jesteś uczciwy i prawy. Pokaż swój oryginalny akt urodzenia, jeśli taki masz – apelował w nagraniu na YouTube.

Lakin wraz z innymi tzw. birthersami (urodzeniowcami) mieli nadzieję, że jego proces przed sądem wojskowym doprowadzi do ujawnienia „ostatecznej prawdy” o największej mistyfikacji w historii – „prawdę” o obcokrajowcu w Gabinecie Owalnym. Wojskowy sędzia odmówił jednak powołania prezydenta na świadka.

„Birthersi” uznali więc, że proces jest częścią nikczemnego spisku. – Wychowałam się w ZSRR, ale ta rozprawa była gorsza niż te, które tam widziałam – podkreślała adwokatka Orly Taitz, jedna z liderek ruchu, przekonana, że Obama urodził się w Kenii. Podejrzenia „urodzeniowców” lekceważyli też wcześniej inni sędziowie. Po tym, gdy Departament Zdrowia i władze na Hawajach potwierdziły oficjalnie, że Obama urodził się w USA, jeden z sędziów federalnych zagroził nawet prawnikom ruchu, że jeśli nadal będą składać pozwy w tej sprawie, to nałoży na nich karę za „marnowanie czasu sądu”.

[i]Korespondencja z Waszyngtonu[/i]