Nie powiodła się próba brutalnego stłumienia demonstracji w Tunezji.
Chociaż w starciach z policją zginęły już co najmniej 23 osoby, demonstracje zaczęły się przenosić z prowincji do naszpikowanej wojskiem stolicy kraju.
Przerażony prezydent Ben Ali postanowił zmienić taktykę. Nakazał zwolnić z więzień wszystkich aresztowanych do tej pory demonstrantów.
Zdymisjonował też szefa MSW odpowiedzialnego za akcję policji. A jeszcze w poniedziałek mówił, że protesty to sprawka terrorystów. – Obawiam się, że te działania nie wystarczą. Gniew społeczeństwa dojrzewał od dawna. To może być początek końca tego reżimu – mówi „Rz” Mansouria Mokhefi z Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IFRI).
10-milionowa Tunezja uchodziła dotąd za jeden z najbardziej stabilnych i najlepiej prosperujących krajów regionu. Rządzący od 1987 roku prezydent Ben Ali nie dotrzymał jednak obietnicy demokratyzacji państwa.