Politycy na Hawajach chcą ostatecznie rozwiać obawy tych Amerykanów, którzy uważają, że nie ma żadnych dowodów, iż prezydent urodził się na Hawajach. Mimo że sztab wyborczy Baracka Obamy w 2008 roku pokazał skrócony odpis świadectwa urodzenia, wielu członków tzw. ruchu urodzeniowców wciąż jest przekonanych, że obecny gospodarz Białego Domu przyszedł na świat w ojczyźnie swego ojca Kenii i w związku z tym nie może legalnie sprawować urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Ich podejrzeń nie rozwiewają słowa byłej szefowej Departamentu Zdrowia na Hawajach, która przekonywała, że osobiście widziała oryginalny dokument stwierdzający, że Barack Obama urodził się w Honolulu.
Lokalni członkowie Partii Demokratycznej postanowili więc wesprzeć swojego prezydenta, a przy okazji załatać nieco dziurę w stanowym budżecie Hawajów. Do lokalnego parlamentu zgłosili właśnie projekt ustawy, która ma zmienić przepisy dotyczące ochrony prywatności i umożliwić każdemu otrzymanie kopii świadectwa urodzenia Baracka Obamy za jedyne 100 dolarów (ok. 285 złotych).
– Jeśli zostanie przyjęta, uspokoi „urodzeniowców”. Wszyscy ci ludzie wciąż mają wątpliwości, bo nie chcą, by świadectwo urodzenia pokazywał im Obama. Chcą dostać ten dokument z naszego urzędu stanowego – przekonuje główna pomysłodawczyni projektu Rida Cabanilla.
O tym, jak wielkie emocje nadal budzi ta sprawa, może świadczyć fakt, że prawicowi politycy w Arizonie zgłosili kilka dni temu projekt ustawy wymagającej od kandydatów na prezydenta USA okazania m.in. poszerzonej wersji świadectwa urodzenia, zawierającej nie tylko datę i miejsce urodzenia, ale też nazwę szpitala, nazwisko osoby odbierającej poród i podpisy świadków.