Rosyjskojęzyczne media ekscytują się zewnętrznymi oznakami bogactwa Aleksandra Łukaszenki. W 2009 r. sensację wzbudziła fotografia zegarka widocznego na prawej ręce białoruskiego prezydenta – Patek Philippe Calatrava 5120j wart jest od 30 do 50 tys. złotych. Wyliczane są jego luksusowe rezydencje – mińskie Drozdy, położony nieco dalej Oziornyj, Wiskule w Puszczy Białowieskiej i kilka innych, głównie na terenie parków narodowych.
– Aleksander Grigorijewicz ma bardzo drogie zegarki, bardzo drogie spinki, bardzo drogie krawaty. Nie sądzę, by kupił je za swoją pensję – mówiła w 2001 r. w wywiadzie dla rosyjskiego „Kommiersanta" była szefowa Narodowego Banku Białorusi Tamara Winnikaua, dziś mieszkająca w Wielkiej Brytanii. Są to zapewne prezenty. Rezydencje z kolei pozostają własnością białoruskiego państwa. Co więcej, Winnikaua dementowała pogłoski o jego zagranicznych kontach: – Gdy pracowałam razem z Łukaszenką, nie miał żadnych prywatnych kont – ani na Białorusi, ani za granicą. Formalnie nie miał żadnych nieruchomości.
Bo nie zegarki, spinki, konta czy dacze stanowią o finansowej potędze białoruskiego prezydenta. Łukaszenko kontroluje instytucje przynoszące wielomilionowe dochody. Tylko on ma na nie wpływ i jednoosobowo podejmuje decyzje, na co przeznaczyć ich pieniądze.
Fundusz prezydencki
Prezydent Białorusi zarządza Prezydenckim Funduszem Rezerwowym, do którego wpływają środki z budżetu państwa. W 2010 roku trafiła tam równowartość 2,6 miliarda złotych. Nikt nigdy nie słyszał o kontroli przeprowadzonej w tym funduszu. – Funduszem zajmuje się tylko on i Szejman (Wiktar Szejman, doradca Łukaszenki, w przeszłości m.in. sekretarz Rady Bezpieczeństwa) – mówił w 2001 r. w wywiadzie dla „Narodnej Woli" Iwan Titienkou, były szef Gospodarstwa Pomocniczego Prezydenta. Według niego właśnie na ten fundusz trafiają pieniądze z handlu bronią przez Białoruś. – Kwot podać nie mogę, nie znam ich. Ale są ogromne... – opowiadał.
– Trudno wyliczyć zyski z handlu bronią. Białoruś z bardzo dużym prawdopodobieństwem sprzedaje broń w miejsca, gdzie jest to zakazane. Biznes polega też na tym, że Rosja nie chce łamać nałożonego na niektóre kraje embarga i się narażać, ale sprzedaje broń za pośrednictwem Białorusi. Mińsk bierze prowizję – opowiadał „Rz" były I sekretarz Ambasady RP w Mińsku Marek Bućko.