Trzynastu sędziów w Brandenburgii było w przeszłości agentami Stasi. Dla służb bezpieczeństwa NRD pracował także jeden z prokuratorów tego landu podobnie jak dwunastu innych pracowników prokuratury. To najnowsze informacje z sąsiadującego z Polską landu. Wiadomo też, że w policji roi się od byłych agentów, informatorów i etatowych pracowników Stasi. Według najnowszych danych jedynie w sądownictwie oraz więziennictwie Brandenburgii pracuje nadal 152 dawnych agentów.
– Nie mamy w planach powszechnej lustracji sędziów – twierdzi minister sprawiedliwości Brandenburgii Volkmar Schöneburg z postkomunistycznego ugrupowania Lewica. Postkomuniści są od dwóch lat partnerami koalicyjnymi SPD w Brandenburgii i nie chcą słyszeć o „grzebaniu się w przeszłości". Zresztą byłą agentką Stasi jest szefowa Lewicy Kerstin Kaiser posługująca się niegdyś pseudonimem Katrin. Podobnie jest z kilkoma posłami landtagu, nie mówiąc o wielu burmistrzach brandenburskich miast czy pracownikach administracji landu.
– Pod tym względem Brandenburgia to NRD w miniaturze – mówi politolog Werner Patzelt. Nigdy nie było tam lustracji. Pełnomocnika ds. dokumentów Stasi powołano dopiero niedawno, a landem rządził przez wiele pierwszych lat po zjednoczeniu współpracownik Stasi Manfred Stolpe z SPD. Został nawet ministrem w rządzie Gerharda Schrödera.
– Żałuję, że Brandenburgia nie chce zbadać przeszłości sędziów – powiedział mediom Roland Jahn, nowy szef Urzędu ds. Akt Stasi, odpowiednika naszego IPN. To w zasadzie jedyna grupa zawodowa, która po nowelizacji przepisów mogłaby zostać jeszcze zlustrowana.
Rząd Brandenburgii tego jednak nie chce. Dlaczego? – Wyborcy w tym landzie są przekonani, że lustracja jest nikomu niepotrzebną procedurą narzuconą po zjednoczeniu przez RFN i choćby z tego powodu godną potępienia – uważa Steffen Alisch z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.