Mimo że do wyborów prezydenckich zostało jeszcze prawie półtora roku, kandydaci już teraz szykują się do tej najważniejszej politycznej batalii. I nie chodzi tym razem o prawybory w Iowa czy New Hampshire, lecz o przygotowanie się do walki w mediach społecznościowych.
W zorganizowanej w środę pierwszej w historii USA debacie kandydatów na prezydenta prowadzonej za pośrednictwem Twittera wzięło udział sześciu republikanów marzących o pokonaniu w przyszłym roku Baracka Obamy. Na najpoważniejsze pytania – m.in. o dług publiczny, bezrobocie, reformę systemu opieki zdrowotnej czy wojnę w Libii – kandydaci musieli odpowiadać, pamiętając, że maksymalna długość wiadomości to 140 znaków. Wolno im było wysłać więcej niż jeden tweet. Mogli też korzystać z pomocy swoich sztabów, pod warunkiem że nie będą się potem tłumaczyli, iż ich tweet napisał asystent.
Na pytanie, czy Stany Zjednoczone powinny były się angażować w operację przeciwko Muammarowi Kaddafiemu, były gubernator Nowego Meksyku Gary Johnson odpowiedział więc krótko: „Absolutnie nie". Po czym rozwinął swój pomysł na politykę zagraniczną: „Irak, Afganistan, Libia – wycofać się natychmiast!".
Były przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich zmieścił w 140 znakach swój pomysł na naprawę gospodarki. „Kontrola wydatków. Więcej miejsc pracy dla Amerykanów. Powrót do zbalansowanego budżetu, który mieliśmy, gdy byłem przewodniczącym".
Obama 2.0
Twitterowa debata republikanów była rękawicą rzuconą Barackowi Obamie, który dotychczas dużo lepiej niż konserwatyści wykorzystywał nowe media. Prezydent w walce o głosy wyborców już dawno wyszedł poza zwykłą stronę internetową oraz e-maile i esemesy apelujące o zasilanie kampanijnego konta.