Decyzje dotyczące przyszłości Europy powinny zapadać w drodze referendum – uważa sekretarz generalny bawarskiej CSU Alexander Dobrindt. CSU jest partnerem koalicji kanclerz Angeli Merkel, która ma również sporo problemów z tej samej przyczyny z drugim koalicjantem – FDP. W partii liberałów od dawna trwa rebelia przeciw stałemu rozszerzaniu pomocy dla Grecji i angażowaniu w to niemieckich pieniędzy. Wkrótce odbędzie się wewnętrzne referendum w FDP, którego wynik może rozstrzygnąć o losach rządu Merkel.
Powszechne referendum, jakiego domaga się CSU, groziłoby katastrofą. – Jego wyniku nie da się przewidzieć – podkreślają niemieckie media. Niemcy nie są wprawdzie w większości eurosceptykami, ale liczba osób krytycznych wobec UE rośnie ostatnio w szybkim tempie. Spada natomiast popularność kochanej do niedawna pani kanclerz. Co drugi Niemiec jest obecnie zdania, że gdy zakończy się obecna kadencja, Merkel powinna odejść ze sceny politycznej. Jej działania na rzecz ratowania Grecji i euro spotykają się z coraz większym niezrozumieniem w społeczeństwie. Przy czym większość Niemców zdaje sobie sprawę, że ich kraj czerpie ogromne korzyści z członkostwa w UE i obecności w strefie euro, choćby z tego powodu, że niemal dwie trzecie niemieckiego eksportu trafia na rynki europejskie.
Jednak Niemców nikt nigdy nie pytał o zdanie w żadnych sprawach europejskich. Decydowali zawsze politycy w zaciszu gabinetów. Nawet Bundestag służył wyłącznie jako maszynka do głosowania, gdyż przez dziesięciolecia obowiązywała święta zasada, że bez UE i integracji europejskiej Niemcy nie odzyskaliby utraconej w wyniku wojny pozycji zarówno politycznej, jak i gospodarczej.
To się jednak zmienia. Trybunał Konstytucyjny zasypywany jest w ostatnich latach skargami eurosceptyków, domagających się wytyczenia nieprzekraczalnych granic pogłębiania integracji. W rezultacie rząd jak nigdy przedtem został uzależniony od decyzji Bundestagu. – Nie ma takiej sytuacji w żadnym innym kraju europejskim – zauważa „Süddeutsche Zei-tung" pisząc, że Angela Merkel została faktycznie ubezwłasnowolniona przez parlament. Panuje przy tym zgoda, że nie czas obecnie na wprowadzanie instytucji referendum.
Niemcy, widzący się chętnie w roli sponsorów UE, byli mimo to zawsze w większości przekonani, że ich rząd dobrze reprezentuje interesy kraju w Brukseli. Z niedawnych badań wynikało, że tylko 41 proc. pytanych uważało, iż niemieckie interesy nie są w Brukseli brane pod uwagę. Tak było jednak przed ostatnim szczytem UE.