Po trzech tygodniach procesu dziś ma zapaść wyrok w sprawie białoruskiego obrońcy praw człowieka, szefa Centrum Praw Człowieka Wiasna i wiceszefa Międzynarodowej Federacji Praw Człowieka (FIDH) Alesia Bialackiego.
W swoim wystąpieniu końcowym prokurator Uładzimir Sajkowski oświadczył, że udowodnił oskarżonemu zatajenie dochodu w wysokości 567 tysięcy euro przetrzymywanych w Polsce i na Litwie.
– Autentyczność otrzymanych dokumentów bankowych nie ulega wątpliwości. To, że nie mają one pieczęci i podpisów, jest nieistotne – oznajmił oskarżyciel. I zażądał pięciu lat łagru dla opozycjonisty.
Dane o kontach Bialackiego przekazały do Mińska władze Polski i Litwy. Białoruś wykorzystała umowy dotyczące ścigania przestępstw finansowych, a urzędnicy nie sprawdzili, że chodzi o znanego opozycjonistę. Jego obrońca Zmicier Łajeuski próbował podważyć dokumenty przekazane stronie białoruskiej. Jego zdaniem brak podpisów i pieczęci świadczy o ich niewiarygodności, co w oficjalnym oświadczeniu potwierdziła strona litewska.
Obrońca zwrócił też uwagę, że dowody winy Bialackiego zostały zdobyte z nadużyciem porozumień o wzajemnej pomocy prawnej, podpisanych z Polską i Litwą. Prośby o przekazanie danych dotyczących Bialackiego nie zawierały wymaganych informacji na temat toczącego się postępowania, a Białoruś wszczęła je dopiero po zdobyciu danych o finansach opozycjonisty.