Na szpitalnym łóżku leży dyktator Syrii Baszar Asad. O braku pulsu świadczy ciągła linia na stojącym obok monitorze. Na ratunek spieszy mu jednak Władimir Putin, który próbuje wskrzesić polityka za pomocą elektrowstrząsów zasilanych z akumulatora z napisem „weto" – tak wygląda jedna z karykatur stworzonych przez syryjskich rebeliantów. Od niemal 11 miesięcy próbują obalić reżim Asada.
Partyzantom w osiągnięciu celu próbują pomóc też dyplomaci. Apelują, aby Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła wreszcie rezolucję, która wezwie dyktatora do oddania władzy. Za takim rozwiązaniem opowiadają się zarówno państwa Zachodu – jednym głosem w tej sprawie mówią sekretarz stanu Hillary Clinton oraz szefowie francuskiej i brytyjskiej dyplomacji Alain Juppé oraz William Hague – jak i przedstawiciele państw zrzeszonych w Lidze Arabskiej.
Los rezolucji mającej powstrzymać dalszy rozlew krwi w konflikcie, który kosztował już życie ponad 5400 osób, był jednak wczoraj niepewny. Kategoryczne „niet" nadal mówili Rosjanie, którzy w październiku zawetowali pierwszą próbę potępienia ataku na opozycjonistów. Według „ The New York Times" wczoraj w nowojorskiej siedzibie ONZ zachodni dyplomaci mieli apelować do przedstawicieli Moskwy o zmianę stanowiska. Mieli między innymi przekonywać, że nowa rezolucja potępia wszelką przemoc – łącznie z atakami na wierne dyktatorowi siły bezpieczeństwa.
Niewiele jednak wczoraj wskazywało, aby mogli osiągnąć sukces. Rosyjski ambasador przy ONZ Witali Czurkin już w zeszłym tygodniu zapowiadał weto. Złudzeń nie zostawiał również jego szef.
– Zachodni projekt rezolucji w sprawie Syrii nie doprowadzi do kompromisu. Forsowanie go w Radzie Bezpieczeństwa ONZ to prosta droga do wojny domowej – ocenił zaś wczoraj wiceminister spraw zagranicznych Rosji Giennadij Gatiłow. Władze na Kremlu są jednym z największych sojuszników syryjskiego dyktatora, który z prodemokratyczną rebelią postanowił poradzić sobie między innymi za pomocą czołgów.