Hiszpania może się stać  kolejnym, po Węgrzech, krajem UE, który Bruksela ukarze za zbyt wysoki deficyt budżetowy. Premier Mariano Rajoy, bez żadnych uzgodnień z unijnymi partnerami, oświadczył bowiem, że nie zamierza trzymać się obiecanej ścieżki obniżania deficytu. W 2011 roku było  8,5 proc. produktu krajowego brutto zamiast obiecanych  6 proc., w tym roku ma być 5,8 proc. PKB zamiast 4,4 proc.

Sankcje grożą też dotychczasowemu prymusowi w dziedzinie dyscypliny budżetowej – Holandii. Jeśli rząd nie znajdzie dodatkowych 9 mld euro oszczędności, to deficyt w 2013 roku wyniesie 4,5 proc. PKB, a według planów miał już być wtedy poniżej 3 proc. PKB. Eksperci mają coraz więcej wątpliwości odnośnie do Portugalii. Co prawda kraj ten, w przeciwieństwie do Grecji, wdraża wszystkie aplikowane mu przez międzynarodowych pożyczkodawców reformy i oszczędności. Ale znacznie głębsza od spodziewanej recesja może uniemożli wić mu dalsze ograniczanie deficytu budżetowego. Podobnie jak stało się to w Hiszpanii. I wtedy stanie przed koniecznością kolejnych głębokich cięć grożących jeszcze głębszą recesją i dalszym wzrostem bezrobocia. W Hiszpanii wynosi ono ponad 20 proc., w Portugalii – 13 proc.

Jeszcze kilka lat temu niezdyscyplinowane kraje mogłyby liczyć na pobłażliwość Brukseli, szczególnie gdy szaleje recesja, a kolejne oszczędności mogą ją pogłębić. Teraz jednak sytuacja jest dużo trudniejsza. Unia wpadła w pułapkę własnych, całkiem jeszcze świeżych zobowiązań. W listopadzie 2011 roku uchwaliła tzw. sześciopak, czyli pakiet nowych przepisów wzmacniających zarządzanie gospodarcze. Jednym z jego elementów jest bardziej efektywny system ostrzegania przed zbliżającym się niebezpieczeństwem ze strony jednego z krajów, jak również bardziej dotkliwe i prostsze w zastosowaniu sankcje. Po nauczce z 2003 roku, gdy wystarczyła mniejszość do zablokowania sankcji wobec Niemiec i Francji, teraz potrzebna jest większość. Jeśli więc Komisja Europejska zaproponuje radzie ministrów finansów sankcje (sięgające 0,2 proc. PKB) wobec Hiszpanii, to Madryt będzie musiał dokonać niemałych wysiłków dyplomatycznych, by pozyskać dla siebie większość państw UE. Sprawa teoretycznie może się rozmyć na wcześniejszym etapie, jeśli uda się Komisję Europejską przekonać, żeby propozycji kar w ogóle nie zgłaszała i uznała wyjątkowość Hiszpanii.

Bruksela jest jednak w trudnej sytuacji. Bo zaledwie kilka tygodni temu zaproponowała sankcje wobec Węgier (zapowiedź zawieszenia wypłat z Funduszu Spójności w 2013 roku) za przewinienie o znacznie mniejszej skali: w 2013 roku deficyt ma przekroczyć dopuszczalny limit 3 proc. o zaledwie 0,25 pkt proc. Pobłażliwość wobec Hiszpanii naraziłaby więc Komisję Europejską na zarzuty o stosowanie podwójnych kryteriów. Ważniejszy od takich oskarżeń byłby jednak efekt rozluźnienia dyscypliny.

Gdyby udało się Hiszpanii, to pozostałe kraje z nadmiernym deficytem (a jest ich w Unii aż 23) straciłyby motywację do zaciskania pasa. Komisja Europejska stoi więc przed trudnym dylematem. Albo ukarze Hiszpanię i narazi się na kolejne zarzuty o duszenie europejskiej gospodarki. Albo jej wybaczy i tym samym pogrzebie sześciopak.