Pod apelem jest kilkaset podpisów. W marcu pisaliśmy, że władze jeszcze w tym roku zamierzają wprowadzić do szkoły polskiej w Grodnie kilka klas z rosyjskim językiem wykładowym. – Artykuł w „Rz" wywołał oburzenie władz oświatowych Grodna – zdradza jedna z nauczycielek, prosząca o niepodawanie nazwiska. Ocenia, że dzięki „Rz" „szydło wyszło z worka" i władze „nie mogły dalej udawać, że nic się nie dzieje".
Zamiary władz potwierdził niedawno w grodzieńskiej telewizji jeden z kierowników władz oświatowych Grodna Siarhiej Łamieka. Oznajmił, że decyzja jest podyktowana potrzebą zmniejszenia liczby uczniów w sąsiadujących z polską szkołach rosyjskojęzycznych. – Rodzice odebrali to jako skandal. Szkoła polska wyrobiła sobie tradycję i renomę, a dzieci dorastają tu i kształcą się w atmosferze polskości – mówi „Rz" wieloletni działacz mniejszości polskiej na Białorusi, a zarazem rodzic jednej z uczennic polskiej szkoły Józef Porzecki. Jest przekonany, że pojawienie się w szkole dzieci niemówiących po polsku stworzy podziały wśród uczniów i spowoduje konflikty na tle narodowościowym.
Polskiego uczy się na Białorusi dwa razy mniej polskich dzieci niż dziesięć lat temu
Porzecki jest jednym z inicjatorów zbierania podpisów pod apelem do ministra Siarhieja Maskiewicza. Zapewnia, że wśród rodziców panuje całkowita zgoda, iż pojawienie się w szkole kilku klas rosyjskojęzycznych to dopiero początek procesu całkowitej rusyfikacji polskiej placówki oświatowej. – Podpisy pod apelem o niewpuszczenie do szkoły języka rosyjskiego chętnie składają także rodzice dzieci niebędący z pochodzenia Polakami. Zależy im bowiem na tym, by ich pociechy opanowały atrakcyjny na naszych ziemiach język polski w jak najlepszym stopniu – twierdzi Porzecki.
Perspektywa rusyfikacji jednej z dwóch istniejących na Białorusi szkół z polskim językiem wykładowym (druga jest w Wołkowysku) niepokoi Polaków zrzeszonych w różnych organizacjach mniejszości polskiej na Białorusi niezależnie od podziałów. Wczoraj na temat możliwości wsparcia rodziców obradowała Rada Naczelna nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi z Anżeliką Orechwo na czele. Członkowie rady wystosowali własny apel do ministra Maskiewicza. Podpisali się pod nim jako zwykli obywatele, gdyż zdają sobie sprawę, iż władza nie respektuje pełnomocnictw opozycyjnej części ZPB.