Wieść o bestialskim zamordowaniu ponad setki dzieci i kobiet skłoniła Radę Bezpieczeństwa ONZ do potępienia tego najokrutniejszego aktu przemocy od początku konfliktu w Syrii. – Oczekiwania, że może się to okazać punktem zwrotnym w trwającej od roku wojnie domowej, są przesadzone – ocenia dla „Rz" analityk francuskiego Instytutu Badań Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS) Barach Mikail.
– Przez ostatnie miesiące w sytuacji wewnętrznej Syrii naprawdę zmieniło się niewiele.
Do przesilenia wciąż nie jest w stanie doprowadzić żadna ze stron konfliktu w samej Syrii, a siłom zewnętrznym brakuje motywacji do podjęcia bardziej stanowczych działań. Nie ma mowy o zbrojnej interwencji podobnej do tej, na jaką państwa zachodnie zdecydowały się w Libii, głównie z powodu braku wyraźnego celu, do jakiego miałaby ona doprowadzić. Reprezentująca opozycję wobec Baszara Asada Narodowa Rada Syryjska (SNC) jest wewnętrznie podzielona. Jej przewodniczący Burhan Galiun ogłosił właśnie rezygnację ze stanowiska, a o jego fotel walczą przedstawiciele syryjskiego Bractwa Muzułmańskiego i ich liberalni oponenci.
Powstańcza Wolna Armia Syryjska jest wciąż słaba i źle uzbrojona (dane SNC o dezercji nawet 40 tys. żołnierzy z armii rządowej wydają się mocno przesadzone). Apele o dozbrojenie powstańców pozostają bez echa. Niewielkie dostawy broni mogły do nich dotrzeć jedynie z państw arabskich (głównie z Arabii Saudyjskiej), jednak żadne z dużych mocarstw nie jest na razie zainteresowane podsycaniem walk, co dała do zrozumienia sekretarz stanu USA Hillary Clinton. Formalnie neutralność deklarują też Rosja i Chiny, choć w praktyce starają się chronić reżim Asada przed nałożeniem na niego poważniejszych sankcji międzynarodowych.
Zachód nie chce się angażować w konflikt syryjski, nie potrafiąc przewidzieć, kto w nim zwycięży