Rozruch dwóch reaktorów w elektrowni Ohi w prefekturze Fukui może się rozpocząć lada dzień. Specjalna komisja uznała, że spełniają one zaostrzone kryteria bezpieczeństwa.
Mimo to decyzja wywołuje ogromne emocje i protesty. Japońskie społeczeństwo nie otrząsnęło się jeszcze z szoku po awarii w elektrowni jądrowej w Fukushimie w marcu ub.r.
– To był pewien ewenement, że społeczeństwo, które doświadczyło eksplozji bomb nuklearnych w Hiroszimie i Nagasaki, udało się przekonać do energetyki jądrowej. Awaria sprawiła, że ludzie znowu panicznie boją się atomu. Ale z drugiej strony wiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że Japonia nie ma surowców energetycznych i jest uzależniona od elektrowni nuklearnych – mówi „Rz" dr Taku Tamaki z Uniwersytetu Loughborough.
Energetyka jądrowa zapewniała Japonii jedną trzecią potrzebnej energii. Kiedy w marcu 2011 roku tsunami uszkodziło system chłodzenia elektrowni w Fukushimie, doprowadzając do częściowego stopienia się rdzenia i skażenia radioaktywnego, wyłączono wszystkie 50 reaktorów w całym kraju. Premier Yoshihiko Noda ostrzegł jednak w zeszłym tygodniu, że Japonia nie poradzi sobie bez atomu. Zwłaszcza w lecie, kiedy wzrasta zużycie energii.
– Stały dopływ taniej energii jest nam niezbędny do życia. Jeśli wszystkie reaktory, które dostarczały tyle energii, pozostaną wyłączone, japońskie społeczeństwo nie przetrwa – straszył szef rządu w telewizyjnym przemówieniu. Jego zdaniem przerwy w dostawach prądu i jego wysokie ceny mogą skłonić wiele firm do przeprowadzki za granicę.