Dziś mija 100 lat od śmierci Williama Bootha, współzałożyciela i pierwszego generała Armii Zbawienia. Jak powstał ten ruch?
Łukasz Skurczyński: Pastor William Booth chciał ożywić metodyzm, bo to z tego nurtu protestantyzmu wywodzi się Armia Zbawienia. Wyszedł z Ewangelią do ludzi, zazwyczaj bardzo biednych, pochodzących z nizin społecznych. Chciał zrobić coś praktycznego, stąd mottem ruchu jest „zupa, mydło, zbawienie" (soup, soap, salvation).
Skąd wzięła się nazwa „Armia"?
To wiąże się z początkami tej organizacji. W biednych dzielnicach Londynu było niebezpiecznie, a mundur budził szacunek i chronił przed przemocą. Poza tym na początku wolontariuszami zostawali najczęściej byli alkoholicy i bezdomni. Potrzebowali prostych reguł działania, hierarchii, organizacji opartej na posłuszeństwie, a pastor Booth i jego żona zdawali sobie sprawę, że najlepszą instytucją, której strukturę można skopiować, jest wojsko. Armia Zbawienia ma więc nie tylko mundury, są też stopnie wojskowe, flaga, sztandary i godło. A żołnierze salutują w specyficzny sposób, palcem wskazującym uniesionym do góry, co interpretuje się jako odwołanie do Boga.
Armia kojarzy się z organizacją charytatywną. W rzeczywistości jest Kościołem?