Rumuńska wojna na górze

Wciąż nie jest jasne, kto wygra w starciu prezydenta i premiera. Oczywiste jest tylko to, że przegrywa demokracja

Publikacja: 25.08.2012 18:00

Rumuńska wojna na górze

Foto: ROL

Bukareszteński Trybunał Konstytucyjny tylko w jednym potrafił zaskoczyć Rumunów czekających na wyrok unieważniający referendum w sprawie odwołania prezydenta: zamiast ogłosić swój werdykt 31 lipca uczynił to już w zeszły wtorek.

Sztuka uniknięcia impeachmentu udała się Traianowi Basescu po raz drugi. W 2007 r. nieudaną próbę obalenia go podjął ówczesny premier Calin Popescu-Tariceanu. Jego minister sprawiedliwości Monica Macovei zbyt nieudolnie zmontowała intrygę, dlatego rządzący od maja ambitny i zdeterminowany Victor Ponta postanowił lepiej się przygotować.

Sztuka ataku

Wybrał moment, kiedy Rumuni zmęczeni drakońską kuracją zrujnowanej gospodarki uznali Basescu za pośredniego sprawcę ich biedy. Dodatkowo socjaliści „podrasowali" spisy wyborców. Być może w innych okolicznościach ta sztuczka by się udała, ale Rumunia już od kilku miesięcy była na celowniku instytucji europejskich – od Komisji Europejskiej po badającą konstytucyjność rządów Komisję Wenecką.

Metody ustanawiania własnego porządku przez Victora Pontę i jego Unię Socjal-Liberalną (USL) okazały się nie do zaakceptowania, nawet biorąc pod uwagę niskie standardy tolerowane w krajach bałkańskich. Ponta władzę zdobył nie w wyniku wyborów, lecz w rezultacie przegranego przez swego poprzednika prawicowego premiera Emila Boca głosowania nad wotum zaufania. Nie chciał jednak zostawiać przypadkowi wyniku wyborów, które na jesieni powinny uwiarygodnić majowy „pucz parlamentarny", jak wymianę premierów określił Basescu.

Ludzie USL błyskawicznie wymienili przewodniczących izby poselskiej i Senatu, ograniczyli uprawnienia Trybunału Konstytucyjnego, a w końcu przegłosowali w parlamencie pozbawienie prezydenta urzędu. Jako że sondaże wskazywały na powszechne rozczarowanie jego stylem sprawowania urzędu, wydawało się, że referendum zatwierdzi działania USL i zamknie usta krytykom, a po jesiennych wyborach wszystko wróci do trwającego od dwóch dekad porządku.

Niewybaczalnym grzechem Basescu było bowiem naruszenie status quo, które powstało po obaleniu Nicolae Ceausescu w 1989 r. Dzisiaj mało kto w Rumunii ma wątpliwość, że ówczesny gniew ludu został umiejętnie skanalizowany przez postkomunistyczną ekipę pod wodzą Iona Iliescu, która po mistrzowsku rozegrała rewolucję i pozorując reformy, zabetonowała swoje wpływy. Powstał system polityczny, którego podstawą stały się klientelizm, nepotyzm i korupcja (w rankingu Transparency International Rumunia w 10-punktowej skali oceniana jest na 3,6, co obok Bułgarii daje jej najgorszy wynik w UE).

Basescu wcale nie jest wzorcowym bojownikiem o demokrację, a już na pewno nie wyrastał z kręgów demokratycznej opozycji. Jego przeciwnicy nie bez racji przypominają jego raporty na temat podwładnych z lat 80., a wiele lat później co najmniej dwuznaczną rolę w procesie prywatyzacji floty handlowej. Jego przywiązanie do zasad też nie było nigdy przesadne. Dość powiedzieć, że kilka lat temu sam proponował zmiany ordynacji wyborczej podobne do tych, przeciw którym z takim zapałem walczył w tym roku. Jednak Basescu po pierwsze nie należał nigdy do lewicowej „grupy trzymającej władzę", po drugie zaś jako trzeźwy pragmatyk na czas zrozumiał, że kraj należący do Unii Europejskiej i NATO musi w końcu z tego faktu wyciągnąć zasadnicze konsekwencje.

Słabi uczniowie

Przynależność Rumunii do obu głównych instytucji Zachodu jest bardziej dziełem politycznej kalkulacji niż wynikiem postępu transformacji. Do UE Rumunię (wraz z Bułgarią) przyjęto w 2007 r. trochę z wdzięczności za poparcie dla zachodniej interwencji w Kosowie, trochę zaś w nadziei, że „europeizacja" Bałkanów pomoże w ustabilizowaniu tego niespokojnego, choć strategicznie ważnego obszaru. Tym bardziej że o wpływy w obu krajach intensywnie zabiegali Rosjanie. I to oni wydają się wyraźnie niezadowoleni z najistotniejszej w ostatnich latach decyzji Traiana Basescu, jaką była w 2010 r. deklaracja o przystąpieniu Rumunii do programu budowy amerykańskiej tarczy antyrakietowej.

Wpływowi funkcjonariusze brukselscy oficjalnie twierdzą, że decyzja o przyjęciu Rumunii do UE była dobrze skalkulowana, jednak w prywatnych rozmowach skłonni są przyznać, że w istocie została podjęta zbyt pochopnie, a dłuższa o kilka lat „poczekalnia" wyszłaby Bukaresztowi (oraz Sofii) na zdrowie. Najlepiej świadczą o tym kolejne raporty podsumowujące postępy Rumunii w procesie budowy instytucji demokratycznych i dostosowania prawodawstwa (a jeszcze bardziej praktyki praworządności) do norm unijnych. Ostatni z tych dokumentów przedstawiony w połowie lipca jest dla Bukaresztu miażdżący. Podsumowując kilkumiesięczną rumuńską „wojnę na górze", jego autorzy konkludują, że główne siły polityczne w kraju nie tylko nie przestrzegają zasad demokratycznych przyjętych w Europie, ale systematycznie łamią nawet własną konstytucję.

Oczywiście nie jest to wyłączny grzech Victora Ponty i jego partyjnych kolegów. Żadna rumuńska władza od 20 lat nie była skłonna do rozliczania korupcji, złodziejstwa i nepotyzmu. Pierwszym przywódcą, który w końcu postanowił pokazać, że tak nie musi być, był Basescu. I właśnie to spowodowało jego kłopoty. Wzmocnił kilka instytucji odpowiedzialnych za ściganie korupcji (z najważniejszą z nich, czyli zespołem prokuratorów DNA działającym przy Najwyższej Izbie Kasacji i Sprawiedliwości) i zmotywował sądy do skuteczniejszej pracy. Już wiosną tego roku zdymisjonowany został minister leśnictwa, który nie potrafił wytłumaczyć pochodzenia pieniędzy, za które kupił nowe mieszkanie.

Ponta na odsiecz

Momentem przełomowym stało się posłanie w czerwcu do więzienia byłego lewicowego premiera Adriana Nastase. Oskarżony o korupcję polityk latami unikał procesu, a jednak ostatecznie trafił za kratki. Strach zajrzał w oczy czołowym postkomunistom, którzy na podstawie podobnych zarzutów mogliby zaludnić niejedno rumuńskie więzienie.

Wtedy do akcji ruszył Ponta, notabene były wychowanek i doktorant Adriana Nastase. Jak się okazało, napisany pod jego przewodnictwem doktorat był plagiatem, ale w Bukareszcie to nie problem. Szybko rozwiązano państwową komisję tytułów naukowych (CNATDCU) i zaczęto zwalniać wyższych urzędników niechętnych porządkom na modłę USL.

Wpadka z referendum i ujawnienie kombinacji premiera z listami wyborczymi (notabene wyszły one na jaw dzięki podsłuchom ludzi z DNA) tylko na jakiś czas osłabi zapał młodego premiera. Jeśli wygra wybory (a wszystko na to wskazuje), to przekonanie o mandacie wyborców pomoże mu w dokończeniu „sprzątania".

Jego zmartwieniem są tylko ostre reprymendy z Brukseli. UE okazała się zdecydowana w krytyce poczynań Ponty. Na razie Rumunia utraciła szansę wejścia do układu z Schengen, a dalsze łamanie zasad demokracji grozi (co pokazał przykład Węgier) kłopotami w staraniach o kredyty, które kulejącej rumuńskiej gospodarce będą z pewnością potrzebne.

Zasadniczym problemem, który powoduje, że walka z korupcją i wynaturzeniami władzy okazuje się orką na ugorze, jest w istocie bierność większości Rumunów i słabość społeczeństwa obywatelskiego. Trudności życia i bieda wywołują od czasu do czasu wybuch społecznego niezadowolenia (tak jak stało się na początku tego roku), jednak jedynym jego trwałym skutkiem okazuje się frustracja i powszechna niechęć do całej klasy politycznej uznawanej za bandę próżniaków i złodziei. Młodzi i wykształceni coraz częściej wybierają emigrację (tegoroczny spis powszechny wykazał, że w ciągu dekady ludność kraju skurczyła się z niespełna 23 mln do nieco ponad 19 mln osób).

Kto ostatecznie wygra rumuńską „wojnę na górze"? Nie jest to wciąż do końca jasne, choć ciesząca się większą popularnością lewica zdaje się być w lepszej sytuacji. Niestety, jak napisała w redakcyjnym komentarzu wiedeńska „Die Presse", „próżno szukać zwycięzcy tych zmagań, gdy tymczasem największym przegranym okazuje się rumuńska demokracja".

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora j.gizinski@rp.pl

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021