Kryzys to nie czas na ideały

Premier Nečas uznał, że wspieranie Pussy Riot i przyjmowanie Dalajlamy szkodzi interesom Czech

Publikacja: 14.09.2012 00:59

Peter Nečas, premier Czech, bulwersuje swych rodaków zaskakującymi wypowiedzami

Peter Nečas, premier Czech, bulwersuje swych rodaków zaskakującymi wypowiedzami

Foto: AP, Boris Grdanoski Boris Grdanoski

W Czechach nie milknie burza wywołana przez premiera Petra Nečasa, który w czasie wizyty na targach w Brnie wygłosił kilka uwag dotyczących zazębiania się polityki i gospodarki. Według dziennika „Hospodarske Noviny" Nečas skrytykował „modne polityczne zjawiska", takie jak występowanie w obronie zespołu Pussy Riot albo przyjmowanie z honorami Dalajlamy.

„Jestem przekonany, że tymi sztucznymi problemami nie powinniśmy rzucać sobie kłód pod nogi, ponieważ jest to sprzeczne z interesami naszej gospodarki" – powiedział Nečas tuż przed oficjalnym otwarciem targów. „Sztuczne i fałszywe podnoszenie takich rzeczy jak sprawa rosyjskiego zespołu Pussy Riot, czegoś, co jest szczytem niesmaku, w żadnym razie nie jest tym, co symbolizuje wolność i demokrację. Podałbym i drugi przykład, którym jest polityczna moda na dalajlamizm" – ciągnął szef czeskiego rządu.

Burza w Pradze

Słowa te natychmiast wywołały w Czechach oddźwięk. Na głowę premiera posypały się gromy ze strony polityków i publicystów przypominających tradycję czeskiej opozycji demokratycznej i aksamitnej rewolucji, której korzenie stanowiła walka o naruszane przez komunistów prawa człowieka.

Komentator tygodnika „Respekt" Jan Machaček napisał, że zachowanie Nečasa przypomina kunktatorstwo tych, którzy w imię korzyści wstępowali do partii komunistycznej po 1968 r. Poza tym jest to „naruszenie tradycji i zasad havlowskiej polityki zagranicznej Czech".

Jakub Klepal, szef założonej z pomocą Vaclava Havla fundacji Forum 2000, skrytykował Nečasa, przypominając, że  obrona zagrożonych wartości demokratycznych była od upadku komunizmu podstawą czeskiej polityki zagranicznej. „Z własnej historii wiemy, jak ważne jest dla osób prześladowanych poparcie z zagranicy" – napisał.

Zamieszanie wokół słów premiera przypomina dyskusje toczące się w Czechach już w latach 90. Wówczas za zwolennika Realpolitik uchodził późniejszy prezydent Václav Klaus. Krytykował on Václava Havla za otwartą obronę pisarza Salmana Rushdiego, któremu grożono śmiercią po publikacji „Szatańskich wersetów", i uznawał obecność w Pradze rozgłośni Wolnej Europy za czynnik szkodzący interesom Czech (niektórzy czescy komentatorzy domyślają się wręcz, że Nečas mógł chcieć wkraść się w łaski prezydenta, z którym nie miał ostatnio dobrych kontaktów).

Dziwny taniec Zachodu

Problem ze znalezieniem równowagi pomiędzy wiernością zachodnim wartościom demokracji i poszanowania praw człowieka a bieżącymi interesami gospodarczymi mają prawie wszystkie liczące się państwa Zachodu. Niektórzy – jak choćby włoski premier Silvio Berlusconi niemal do końca bratający się z libijskim dyktatorem Muammarem Kaddafim dla zapewnienia Włochom korzystnych kontraktów surowcowych – otwarcie uznają prymat interesów. Inni – jak pisze Michal Musil, zastępca redaktora naczelnego „Mladej Fronty Dnes" – „starają się tańczyć dziwny taniec" z niedemokratycznymi państwami, mając przed oczami interesy ekonomiczne swoich obywateli.

Swoistym probierzem stanowiska w tej sprawie okazywały się w ostatnich latach kontakty z Dalajlamą odwiedzającym kraje Zachodu. Ostatnio tylko nieliczni przywódcy – jak brytyjski premier David Camerom – byli gotowi narazić się na gniew Pekinu i przyjąć Tybetańczyka w świetle reflektorów. Ich liczba w ostatnich latach szybko topnieje, bowiem w miarę rozszerzania się kryzysu ekonomicznego kontakty z Chinami okazują się coraz ważniejsze. Kiedy w 2008 r. prezydent Nicolas Sarkozy spotkał się w Gdańsku z Dalajlamą, francuskie MSZ niemal w tonie przeprosin tłumaczyło, że Paryż „nigdy nie domagał się niepodległości Tybetu".

Biznes lub demokracja

Taktykę w ostatnich latach zmieniła też Angela Merkel. – Pani kanclerz kiedyś spotykała się z przywódcą Tybetańczyków, a dziś wybiera większą dyskrecję w tej sprawie, nawet mimo to, iż jako osoba pochodząca z dawnej NRD wyznaje nieco inne wartości niż politycy niemieccy wychowani na Zachodzie – mówi „Rz" Cornelius Ochmann, ekspert Fundacji Bertelsmanna.

Motywowane interesami gospodarczymi kunktatorstwo polityków Zachodu znają dobrze dysydenci i działacze organizacji pozarządowych w Rosji. Dobrze pokazał to proces dziewczyn z Pussy Riot, podczas którego głosy krytyki pod adresem Kremla słychać było głośniej z ust celebrytów niż od polityków i dyplomatów. – Nie tylko czeski premier, ale też cała, uzależniona od rosyjskich dostaw gazu i ropy Europa, wstydzi się nazywać rzeczy po imieniu. Tymczasem jedyne, co może dziś pomóc rosyjskim obrońcom praw człowieka, to prawdziwe wsparcie Zachodu – mówi „Rz" Jurij Wdowin, obrońca praw człowieka z Petersburga.

W Czechach nie milknie burza wywołana przez premiera Petra Nečasa, który w czasie wizyty na targach w Brnie wygłosił kilka uwag dotyczących zazębiania się polityki i gospodarki. Według dziennika „Hospodarske Noviny" Nečas skrytykował „modne polityczne zjawiska", takie jak występowanie w obronie zespołu Pussy Riot albo przyjmowanie z honorami Dalajlamy.

„Jestem przekonany, że tymi sztucznymi problemami nie powinniśmy rzucać sobie kłód pod nogi, ponieważ jest to sprzeczne z interesami naszej gospodarki" – powiedział Nečas tuż przed oficjalnym otwarciem targów. „Sztuczne i fałszywe podnoszenie takich rzeczy jak sprawa rosyjskiego zespołu Pussy Riot, czegoś, co jest szczytem niesmaku, w żadnym razie nie jest tym, co symbolizuje wolność i demokrację. Podałbym i drugi przykład, którym jest polityczna moda na dalajlamizm" – ciągnął szef czeskiego rządu.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1178
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1174