W Czechach nie milknie burza wywołana przez premiera Petra Nečasa, który w czasie wizyty na targach w Brnie wygłosił kilka uwag dotyczących zazębiania się polityki i gospodarki. Według dziennika „Hospodarske Noviny" Nečas skrytykował „modne polityczne zjawiska", takie jak występowanie w obronie zespołu Pussy Riot albo przyjmowanie z honorami Dalajlamy.
„Jestem przekonany, że tymi sztucznymi problemami nie powinniśmy rzucać sobie kłód pod nogi, ponieważ jest to sprzeczne z interesami naszej gospodarki" – powiedział Nečas tuż przed oficjalnym otwarciem targów. „Sztuczne i fałszywe podnoszenie takich rzeczy jak sprawa rosyjskiego zespołu Pussy Riot, czegoś, co jest szczytem niesmaku, w żadnym razie nie jest tym, co symbolizuje wolność i demokrację. Podałbym i drugi przykład, którym jest polityczna moda na dalajlamizm" – ciągnął szef czeskiego rządu.
Burza w Pradze
Słowa te natychmiast wywołały w Czechach oddźwięk. Na głowę premiera posypały się gromy ze strony polityków i publicystów przypominających tradycję czeskiej opozycji demokratycznej i aksamitnej rewolucji, której korzenie stanowiła walka o naruszane przez komunistów prawa człowieka.
Komentator tygodnika „Respekt" Jan Machaček napisał, że zachowanie Nečasa przypomina kunktatorstwo tych, którzy w imię korzyści wstępowali do partii komunistycznej po 1968 r. Poza tym jest to „naruszenie tradycji i zasad havlowskiej polityki zagranicznej Czech".
Jakub Klepal, szef założonej z pomocą Vaclava Havla fundacji Forum 2000, skrytykował Nečasa, przypominając, że obrona zagrożonych wartości demokratycznych była od upadku komunizmu podstawą czeskiej polityki zagranicznej. „Z własnej historii wiemy, jak ważne jest dla osób prześladowanych poparcie z zagranicy" – napisał.