Znane już od lipca propozycje wywołały ostrą krytykę opozycji, niechętna im jest także większość obywateli.

Najważniejsza – i najbardziej krytykowana – zmiana dotyczy obowiązku rejestrowania się wyborców na kilka miesięcy przed wyborami. Projektodawcy twierdzą, że chodzi o weryfikację list wyborczych i „usprawnienia techniczne". Przywołują przykład USA, gdzie rejestracja jest praktykowana od dawna. Opozycja z kolei twierdzi, że chodzi o zniechęcenie do głosowania osób politycznie niewyrobionych, na ogół źle wykształconych i podatnych na polityczną manipulację tuż przed głosowaniem (np. w zamian za drobne upominki i zaproszenia na imprezy z darmowym poczęstunkiem).

– Obecnie to Fidesz ma najwięcej zadeklarowanych wyborców, więc rejestracja może być dla rządzących korzystna. To jednak stan chwilowy, który za jakiś czas może się zmienić, więc nie ma gwarancji, że zmiana ordynacji okaże się dla prawicy korzystna – mówi „Rz" András Stumpf, komentator polityczny konserwatywnego tygodnika „Heti Válasz".

Problem Fideszu polega na tym, że nawet wewnątrz partii nie ma jedności stanowiska wobec proponowanych zmian, jednak biorąc pod uwagę tradycyjną dyscyplinę w partii posiadającej większość 2/3 głosów w parlamencie, ich przyjęcie wydaje się przesądzone. W tej sytuacji węgierscy wyborcy po raz pierwszy musieliby się rejestrować od września 2013 roku (w roku 2014 odbędą się wybory parlamentarne, samorządowe i do Parlamentu Europejskiego).

Węgierska ordynacja wyborcza łącząca listy partyjne i okręgi jednomandatowe należy do najbardziej skomplikowanych w Europie.