Jekaterina Samucewicz nie obraziła bowiem uczuć prawosławnych, choć krytykowała prezydenta. Podczas dzisiejszej rozprawy kasacyjnej udowodniła, że – inaczej niż jej dwie koleżanki z Pussy Riot – nie tańczyła i nie wykrzykiwała przekleństw w soborze Chrystusa Zbawiciela w Moskwie. Zanim bowiem zdjęła gitarę z pleców i założyła kominiarkę, została wyprowadzona przez ochronę. I dlatego zamiast dwóch lat kolonii karnej otrzymała dwa lata – ale w zawieszeniu.
W powszechnym przekonaniu udało jej się wybronić dzięki nowej adwokat Irinie Chrunowej, która inaczej niż poprzedniczka nie atakowała sądu i zajmowała się polityką. Jest jednak i druga wersja. Przed rozprawą Samucewicz odwiedzili przedstawiciele tzw. Rady Monitoringu Społecznego, zajmującej się przestrzeganiem praw człowieka – oraz namawiali ją, by przeprosiła za to, co zrobiła.
I w gruncie rzeczy właśnie to uczyniła. Samucewicz powtórzyła dzisiaj, że akcja miała nie religijny, a polityczny charakter. Skoro nie zamierzała (i zresztą nie zdążyła, bo ją wyprowadzono) obrazić uczuć osób prawosławnych, a nadal przedstawia się jako krytyk Putina, czy to oznacza, że rosyjskiego prezydenta można krytykować, a Cerkiew nie?
– Po decyzji sądu można odnieść takie wrażenie, ale w Rosji jest krytykowany zarówno Putin, jak i patriarcha Cyryl. Inna kwestia – w jaki sposób krytykować? Sprawa Pussy Riot jest tym bardziej złożona, bo po raz pierwszy coś takiego miało miejsce w Rosji. To był precedens. Na całe to wydarzenie nałożyła się sytuacja polityczna – mówi „Rz" Kiriłł Tanajew, szef Fundacji Efektywnej Polityki w Moskwie. Jego zdaniem proces obnażył dwulicowość rosyjskiej Cerkwi, która z jednej strony deklaruje, że jest instytucją wyłącznie religijną, z drugiej – utrzymuje ścisłe więzi z władzami państwowymi. – Błędy popełnił także Kreml. Piosenkarki Pussy Riot były zbyt długo przetrzymywane w areszcie. Dziwne jest także oburzenie prawosławnych, bo jak wiemy, Rosjanie nie są ludźmi bardzo religijnymi, a skazywanie niewierzących za słowa niechęci wobec Cerkwi może budzić sprzeciw – dodaje Tanajew.
– Z punktu widzenia prawa Pussy Riot mogły uniknąć skazania. Ale sprawa ta stała się polityczna, a władze wyraźnie chciały pokazać, że stawiają na prawosławnych. I Cerkiew przyjęła to pozytywnie – zaznacza „Rz" petersburski politolog Michaił Winogradow.