Zatrzymano kilku działaczy tego ugrupowania – szefa frakcji w radzie miejskiej Romana Onufrijiwa, deputowanego, szefa wydziału architektury władz miejskich oraz biznesmena. Doszło do tego w nocy z wtorku na środę w centrum miasta.
Bardzo szybko wokół aresztowanych, a także zamaskowanych funkcjonariuszy SBU oraz milicjantów zaczął narastać tłum, w tym spora grupa deputowanych. Milicjanci nie reagowali na pokazywane im legitymacje radnych i nie chcieli niczego wyjaśniać. Niewiele dało też pojawienie się szefa obwodowej organizacji Swobody, a zarazem przewodniczącego rady obwodowej Ołeksandra Sycza.
Tłum zaczął napierać, bezskutecznie usiłował odbić działaczy Swobody. Doszło do starć z milicją. Ostatecznie deputowanych zwolniono.
Działacze Swobody przekonują, że incydent w Iwano-Frankiwsku miał na celu wywarcie presji na Romana Onufrijiwa przed wyborami parlamentarnymi 28 października. Onufrijiw jest nie tylko znanym politykiem, ale także przedsiębiorcą. – Jest właścicielem między innymi zakładów, gdzie są drukowane materiały agitacyjne, gazety, ulotki. To ma znaczenie – mówi „Rz" Rusłan Koszułyński, aktywista Swobody. – Dziwny był ten zbieg okoliczności. W tym samym dniu, gdy Onufrijiw został zatrzymany, rada obwodowa oceniała działania miejscowej milicji. Deputowanego zatrzymał specjalny oddział Alfa, sprowadzony z Kijowa. Nie było żadnej decyzji sądu czy prokuratury w tej sprawie. A to, że ludzie wyszli na ulice i usiłowali nie dopuścić do aresztowania, świadczy o ich obywatelskim zaangażowaniu – dodaje Koszułyński.
Swoboda szykuje też skargę do trybunału w Strasburgu na ukraińską gazetę „Kommunist". Pismo to opublikowało wypowiedź szefa partii komunistycznej Petra Symonenki, który stwierdził, że „Swoboda jest ugrupowaniem nazistowskim i utrzymuje kontakty z oligarchami".