Jedni na kontach mają miliony, a drudzy miliardy. Niby wszyscy powinni wspierać kandydata republikanów, ale jedności nie ma, a podział jest czytelny: właściciele klubów to stronnicy Romneya, zawodnicy (zwłaszcza w NBA) zachęcają do popierania Baracka Obamy. Nie ma się czemu dziwić, w NBA grają w większości Afroamerykanie, często pochodzący z biednych dzielnic.
Podział widać na listach donatorów obu kandydatów. Jeśli przy czyimś nazwisku jest dopisek „właściciel", to można założyć, że pieniądze przelał na konto Mitta Romneya. A nawet, jeśli sam nie mógł dać więcej, bo prawo na to nie pozwala, to przecież wpłacać mogą również dzieci.
Płatna kolacja
Tak zrobiła rodzina DeVos, do której należy Orlando Magic i firma Amway. Na liście wpłat są: Richard (ojciec, członek Partii Republikańskiej) oraz synowie Dick, Dan i Doug – każdy przelał po pięć tysięcy dolarów.
Na ten sam cel pieniądze przeznaczyli m.in. Clay Bennett (Oklahoma City Thunder), Tom Benson (New Orleans Hornets), Michael Gearon (Atlanta Hawks) czy Robert Sarver (Phoenix Suns). Z jedności biznesu wyłamali się właściwie tylko Michael Jordan i Robert Johnson z Charlotte Bobcats, Mark Cuban (Dallas Mavericks) oraz Johnny Buss, syn właściciela Los Angeles Lakers. Dwaj pierwsi to Afroamerykanie. Jordan wspierał Obamę już w poprzedniej kampanii i teraz zdania nie zmienił.
Ciekawie jest w drużynie mistrzów Miami Heat, gdzie prezydent Pat Riley popiera Romneya, a wcześniej przyznał, że głosował na George'a W. Busha. Natomiast wiceprezydent Alonzo Mourning nie tylko wpłacił pieniądze, ale też wystąpił w klipie promującym Obamę.