Prezydentowi Władimirowi Putinowi w sprawach rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i praw człowieka będzie doradzało nie 40, a 62 członków. Wśród nich dziennikarze opozycyjnych gazet i krytyczni wobec Kremla publicyści.
Jeden z nich, Leonid Parfionow, był współinicjatorem protestów przeciwko powrotowi Putina na Kreml. W gronie doradców prezydenta będzie też Irina Hakamada, kandydatka opozycji w wyborach prezydenckich w 2004 r.
W Radzie zabraknie jednak kilku znanych i od lat w niej zasiadających obrońców praw człowieka, m.in. Ludmiły Aleksiejewej, szefowej Moskiewskiej Grupy Helsińskiej. Wraz z kilkunastoma innymi członkami odeszła po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych i tegorocznych wyborach prezydenckich, uznanych przez przeciwników Kremla za nieuczciwe i sfałszowane na korzyść władz.
– Obiecuję, że nie będę się gniewał za krytykę – mówił Putin po wczorajszym pierwszym posiedzeniu Rady w nowym składzie. Przyznał, że jego relacje z poprzednimi ekspertami w tej strukturze nie były łatwe. Zwrócił się do nowych doradców, by zgłaszali pomysły w sprawie źródeł finansowania telewizji społecznej. Mówił, że jest gotowy wrócić do projektu ustawy zaostrzającej kary za ujawnienie tajemnicy państwowej. Korzystając z okazji, Irina Hakamada zaproponowała zmianę przepisów dotyczących ochrony uczuć religijnych, bo obecne są zbyt „destrukcyjne".
Przewodniczący Rady Michaił Fiedotow wyraził nadzieję, że będzie efektywna i profesjonalna. Kilka dni wcześniej krytykował propozycję prezydenta w sprawie liczby kandydatów do obsadzenia wakujących stanowisk (ma wzrosnąć z jednego do trzech). Fiedotow dowodził, że to doprowadzi do „biurokratyzacji jej pracy".